"Super Express": - Jak pan ocenia sprawę podmiany przez Rosjan tablic w Smoleńsku?
Prof. Dariusz Rosati: - Bardzo krytycznie. Muszę przyznać, że to żenujące działanie strony rosyjskiej. Sposób załatwienia tej sprawy urąga dobrym obyczajom. W tym trudnym procesie pojednania polsko-rosyjskiego to niezwykle nieodpowiedzialne działanie, które zatruwa atmosferę podniosłego wydarzenia, jakim jest rocznica katastrofy w Smoleńsku i wizyta prezydenta Miedwiediewa w lesie katyńskim.
- Rosjanie wysuwają argumenty, że umieszczenia tej tablicy nie konsultowano z nimi...
- Oczywiście, Rosjanie mają swoje racje. Niemniej zdejmowanie jej w przededniu wizyty rodzin ofiar w Smoleńsku i prezydentów Polski i Rosji w Katyniu jest pewną demonstracją. Moim zdaniem, demonstracją głupoty. Jeżeli do tej pory się to nie udało, trzeba było przeczekać kilka dni i po wizycie prezydentów wrócić do rozmów ze stroną polską.
- Co Rosjanie chcieli pana zdaniem osiągnąć takim działaniem?
- Lokalne władze przestraszyły się, że słowa o ludobójstwie, które znajdują się na tablicy, mogą spowodować negatywne reakcje. Nie mówię nawet o rosyjskiej opinii publicznej, tylko o władzach na Kremlu. Myślę, że władze Smoleńska wykazały się nadgorliwością i podjęły inicjatywę, żeby tę tablicę po prostu wymienić.
- Myśli pan, że to inicjatywa władz obwodowych? Decyzje nie zapadły na szczytach władzy?
- Uważam, że nie była to inicjatywa prezydenta Miedwiediewa. Jest chyba zbyt inteligentnym człowiekiem, żeby zrobić taki głupi ruch. Nie twierdzę, że godzi się na określenie zbrodni katyńskiej jako ludobójstwo. Zakładam, że powiedziałby w tej kwestii: "nie róbmy tego w przeddzień wizyty polskiego prezydenta, bo cały efekt polityczny tej wizyty weźmie w łeb".
- Jak strona polska powinna zareagować na te wydarzenia?
- Po prostu dać wyraz swojej dezaprobacie, zwracając uwagę, że to działanie w najgorszym stylu. Dobrze się stało, że Bronisław Komorowski dał do zrozumienia, że pod nową tablicą nie będzie składał kwiatów. Na pewno w rozmowach z Miedwiediewem powinien podnieść tę kwestię i zapytać o szczerość intencji rosyjskich, jeśli chodzi o pojednanie z Polską. Nie możemy przecież działać na zasadzie "dwa kroki do przodu i trzy do tyłu", bo to droga donikąd.
- Na rozmowach w czasie obchodów sprawa powinna się zakończyć?
- Kiedy one miną, kwestia tej tablicy powinna przejść na poziom rozmów dyplomatycznych. Uważam, że bezwzględnie musimy się domagać, aby tablica wróciła na swoje miejsce. Jest ona przecież symbolem dla rodzin smoleńskich, które ją ufundowały. Oczekujemy od Rosjan jakiegoś minimum wrażliwości i myślę, że na drodze dyplomatycznej jesteśmy im to w stanie wytłumaczyć.
- Powinniśmy sięgnąć po jakieś bardziej zdecydowane kroki dyplomatyczne, np. oficjalną notę?
- Oficjalna nota jest bardzo daleko idącym krokiem i myślę, że to nie jest materia na tego typu środki. Można ją załatwić poprzez wypowiedzi naszych czołowych polityków, którzy, zarówno w wypowiedziach dla mediów, jak i rozmowach ze stroną rosyjską, powinni wyraźnie powiedzieć, że jesteśmy i zaskoczeni, i bardzo rozczarowani taką ich postawą.
- Pojawiają się głosy, że prezydent Komorowski w ogóle nie powinien pojawić się w Katyniu. Zgadza się pan z tym?
- Byłby to bardzo zły krok. Tak się po prostu nie robi polityki, gdyż nie polega ona na obrażaniu się i na dąsach, tylko na dochodzeniu do wspólnego stanowiska na drodze dialogu. Poza tym nie zapominajmy, że ta wizyta ma charakter przede wszystkim rocznicowy i jest aktem hołdu dla tych, którzy zginęli w Katyniu i Smoleńsku. Odwołanie wizyty byłoby więc przede wszystkim ciosem w pamięć o zmarłych.
Prof. Dariusz Rosati
Były minister spraw zagranicznych