"Super Express": - Po rekonstrukcji rządu z jednej strony Zjednoczona Prawica jest krytykowana za piątkę dla zwierząt i rzekomy skręt w lewo, z drugiej za powołanie na szefa MEN kojarzonego z radykalną prawicą Przemysława Czarnka. Związkowcy krytykują powołanie „liberała Gowina” na ministra Pracy, a znów przedsiębiorcy antywolnościowe ustawy. Wydaje się, że koalicja rządząca przechodzi kryzys, tymczasem sondaże wciąż dają jej prowadzenie. Efekt słabości opozycji?
Prof. Antoni Dudek: – Słabość opozycji nie jest tu bez znaczenia, jednak jest to czynnik zdecydowanie mniej istotny. Większe znaczenie ma to, że rząd – w opinii większości Polaków – w miarę dobrze poradził sobie z pandemią koronawirusa, tych zgonów i zakażeń jest w porównaniu z wieloma krajami znacznie mniej. Jednocześnie, przynajmniej na razie, rząd poradził sobie z gospodarczymi problemami powstałymi w wyniku koronawirusa. Te tarcze przynajmniej na razie zadziałały. To się oczywiście może w przyszłym roku zmienić, jednak na razie opinia Polaków jest taka, że rząd przeprowadził nas w miarę suchą stopą przez epidemię i gospodarczy kryzys.
– Rząd rzeczywiście przyjmuje narrację, że udało się uratować Polaków przed masowymi zachorowaniami, bo lockdown zadziałał, a kryzysu też uniknięto. Rzecz w tym, że już teraz mamy rekordowe wskaźniki zakażeń, eksperci mówią o kolejnej fali wirusa. A także o kolejnym lockdownie, który zaszkodzi gospodarce w znacznie większym stopniu niż pierwszy. Czy nie jest tak, że katastrofę rząd jedynie odroczył?
– Jeśli chodzi o skutki pandemiczne i skutki gospodarcze to jednak odczujemy je w różnym czasie i inaczej wpłyną one na notowania rządu. Obecny wzrost zachorowań był do przewidzenia. Wydaje się, że dojdzie do zakażeń kolejnych, a szczyt będzie zimą i wczesną wiosną. I oceny rządu zależeć będą od tego, jak przez ten czas, który od początku pandemii upłynął, przygotował się na katastrofę.
– Czyli od obłożenia łóżek, stanu szpitali, itd.?
– Liczby respiratorów. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że tych respiratorów brakowało na początku marca. Respirator to skomplikowane urządzenie, ale nie tak skomplikowane jak prom kosmiczny, więc przez pół roku można wyprodukować ich tyle, by przygotować się na kolejną falę zakażeń. I jeśli do tej fali zakażeń dojdzie, a umierać będą jedynie ludzie podłączeni do respiratorów, w najcięższym stanie, rząd znaczącej ceny za to nie zapłaci. Ale jeśli umierać będą ludzie dlatego, że respiratorów zabraknie, lekarze będą skazani na wybór taki jak we Włoszech, że na przykład trzeba będzie ratować jednego na pięciu pacjentów, wtedy oczywiście skrupi się to na rządzie. Natomiast problem z epidemią skończy się moim zdaniem do wakacji przyszłego roku. Wtedy albo będzie szczepionka, albo jakieś formy leczenia, albo faktycznie ludzie przechorują to jakoś i nabiorą odporności. Z gospodarką problem będzie przez cały przyszły rok.
– To znaczy?
– Wszystko rozegra się wokół ustawy budżetowej. Być może trzeba będzie zwiększyć deficyt, ograniczyć pomoc socjalną – cofnąć czternastki, nawet trzynastki, a może i ograniczyć program 500 Plus, wrócić do kryterium dochodowego przy pierwszym dziecku. Takie decyzje, plus realny kryzys, wzrost bezrobocia, bez wątpienia wpłyną na poparcie dla koalicji rządzącej.
– Jakie znaczenie dla poparcia Zjednoczonej Prawicy ma słabość opozycji?
– Na pewno ma, choć powiedzmy sobie szczerze – PiS też był dość marną opozycją. Natomiast tak, jest w elektoracie takie przeświadczenie, że Budka jednak wypada fatalnie w zestawieniu z Kaczyńskim, który w tej polityce jest od trzydziestu lat i radzi sobie, niezależnie od tego, jak oceniamy jego działania. Budka tego nie ma, choć oczywiście może sobie te zdolności przywódcze w przyszłości wyrobić. Jednak dla przyszłości trwania koalicji znaczenie mieć będzie właśnie dalszy rozwój pandemii i potem kwestie ekonomiczne. Kluczowy będzie przyszły rok.
– Zjednoczona Prawica jednak przeszła ostry kryzys, pan uważa, że to kwestie ekonomiczne i zdrowotne będą miały znaczenie?
– Będąc ścisłym – uważam, że nie Zjednoczona Prawica, ale PiS. Prezes Kaczyński bliżej wyborów spróbuje pozbyć się niewygodnych koalicjantów. Natomiast czy będzie trwać, czy ma szansę na reelekcję, to wszystko zależy od tego, co będzie się dziać w przyszłym roku. Przypomnę, że rząd Platformy zaczął tracić dopiero w siódmym i ósmym roku swoich rządów. PiS rządzi piąty rok.
– W Stanach Zjednoczonych prezydent Donald Trump zapadł na koronawirusa, nie wiadomo, jak potoczy się dalej kampania. Jaki wpływ ma to, co się tam dzieje na losy polskiego rządu?
– Trudno przewidzieć, co się stanie, jaki jest stan prezydenta, poza tym, że jest w grupie podwyższonego ryzyka. Na pewno jakakolwiek zmiana w Białym Domu oznaczałaby spore problemy dla Prawa i Sprawiedliwości. Pamiętajmy, że rząd PiS skłócił się już niemal ze wszystkimi i poza USA prawie nie ma sojuszników. Z tym, że jest to sojusz z USA republikańskimi, nawet znacznie węziej – trumpowskimi. A skoro tak, jeśliby doszło do zmiany prezydenta USA i został nim demokrata Joe Biden, nastawienie amerykańskiej administracji do rządów w Warszawie zmieni się o 180 stopni, na takie powiedziałbym brukselskie. Czyli bardzo krytyczne. Dla Prawa i Sprawiedliwości będzie to problem. Większe znaczenie mają oczywiście kwestie gospodarcze i jak rząd poradzi sobie z kryzysem, jednak nie ulega wątpliwości, że zmiana władzy w Stanach Zjednoczonych ma dla PiS znaczenie dużo większe niż zmiana w którejkolwiek ze stolic europejskich.
– Wracając do Polski. Te podziały w PiS są jednak wyraźne. Bo podział nie dotyczy jedynie Zjednoczonej Prawicy, ale też samego PiS. Czy Jarosław Kaczyński opanował już sytuację wchodząc do rządu?
– Sytuacja jest opanowana, bo Jarosław Kaczyński ma bezsporny autorytet we własnej partii. Ma też jednak problem z sukcesją. Ponieważ wiadomo, że nie wszyscy w PiS akceptują pozycję Mateusza Morawieckiego. Wiele pokaże kongres, na którym prezes wskaże Mateusza Morawieckiego jako pierwszego wiceprezesa partii. I zobaczymy, ile w tajnym głosowaniu premier otrzyma głosów. Bo jeśli nie wiele, to będzie oznaczało, że jak Jarosław Kaczyński odejdzie z polityki na emeryturę, na przykład po przegranych wyborach, to walka o sukcesję będzie bardzo ostra. Natomiast nie będzie oznaczać końca PiS. Partia rządząca przejdzie wtedy potężne turbulencje, będzie miała wielkie problemy, ale siła jej aparatu jest taka, że będzie trwać. Podobnie jak stało się z PO, która po odejściu Donalda Tuska nie pozbierała się, ale wciąż jest drugą siłą polityczną w Polsce, udało jej się uniknąć katastrofy wymieniając kandydata w wyborach prezydenckich. Z PiS będzie podobnie. Może stracić władzę, mieć wewnętrzne problemy, ale nie nastąpi jego koniec.