Prof. Antoni Dudek: Może się okazać, że „Kler” to punkt zwrotny

2018-10-03 5:00

Jest faktem, że Kościół odgrywa w Polsce ogromną rolę i sposób, w jaki tę rolę odgrywa, budzi równie wielkie emocje. To, że tylu widzów wybrało się na „Kler”, jest na to pewnym dowodem - mówi prof. Antoni Dudek.

PROFESOR ANTONI DUDEK

i

Autor: Andrzej Lange PROFESOR ANTONI DUDEK

„Super Express”: – Prawie milion widzów widziało w weekend „Kler” Wojciecha Smarzowskiego. Czy tak imponująca frekwencja to wynik tego, że od dwóch tygodni środowiska prawicowe prowadzą na ten film nagonkę i powstaje mit o „filmie wyklętym”, na który z przekory warto pójść? A może odpowiada on na zapotrzebowanie społeczne?
Prof. Antoni Dudek: – Element kampanii przeciwko temu filmowi i towarzyszący temu rozgłos na pewno pomógł ściągnąć do kin widzów. Powiedzmy sobie jednak szczerze: same kontrowersje i rozgłos by nie wystarczyły, gdyby nie było pewnego autentycznego problemu społecznego. Obserwuję bowiem różne medialne próby rozkręcania różnych spraw i kończą się one mniej spektakularnym efektem niż te ponad 900 tys. widzów w pierwszy weekend. W sztuczny sposób nie dałoby się ich zmobilizować.
– Co ich więc przyciągnęło?
– Jest faktem, że Kościół odgrywa w Polsce ogromną rolę i sposób, w jaki tę rolę odgrywa, budzi równie wielkie emocje. To, że tylu widzów wybrało się na „Kler”, jest na to pewnym dowodem. Byłbym jednak ostrożny w stwierdzaniu, że wszyscy, którzy na ten film idą, są opętanymi wrogami Kościoła i religii katolickiej. A przecież takie stwierdzenia się pojawiają. Nie, to po prostu ludzie, który problem Kościoła uważają za niezwykle istotny.
– Ale żeby film budził aż takie emocje?
– Należało się ich spodziewać. Przecież nie od dziś kwestie moralne w Kościele i sposób jego funkcjonowania w społeczeństwie wywołują gorące debaty. Wystarczy sięgnąć do początków III RP i tzw. zimnej wojny religijnej wokół ustawy aborcyjnej i jej kształtu. Były też spory o konkordat. To na jakiś czas ucichło, by w ostatnich latach powrócić, kiedy znów podjęto choćby sprawę aborcji. Uważam w ogóle, że wchodzimy w fazę, kiedy kwestie roli Kościoła, a także wynikających z nauczania Kościoła uwarunkowań prawnych będą coraz istotniejsze politycznie.
– Słucham Wojciecha Smarzowskiego, który przekonuje, że zmierzamy w stronę wyznaniowego państwa totalitarnego. Ale czy te alergiczne reakcje na jego „Kler” nie pokazują przypadkiem, jak słaba jest dziś pozycja Kościoła, skoro ludzie z nim związani i występujący w jego imieniu są przekonani, że ten film może wyrządzić tyle szkód?
– Jeśli ktoś uważa, że „Kler” zrobi rewolucję, to się myli. Owszem, może się okazać, że rozpocznie procesy – liczone jednak w latach, a nie tygodniach – które mogą prowadzić do osłabienia pozycji Kościoła w Polsce. Na pewno nie odbije się to na najbliższych wyborach, w których nagle partie widzące się w sojuszu z Kościołem miałyby zostać za niego ukarane. Gdyby jeden film, nawet najbardziej nośny, miałby tak wstrząsnąć naszym społeczeństwem, to należałoby się spodziewać, że już za rok partia Razem, która głosi hasła rozdziału państwa od Kościoła, byłaby główną siłą polityczną w Polsce. Ale reakcje na ten film mogą dawać takim partiom jak Razem większe poparcie. Ale to jeszcze nie jest zmiana o 180 stopni.
– Czyli Kościół jest jednak jeszcze silną instytucją i nadzieja jednych, a obawa innych, że nagle straci jakiekolwiek znaczenie, są nieuzasadnione?
– Kościół nadal jest bardzo wpływowy. Ma liczne, moim zdaniem zbyt liczne powiązania z władzą i tych wpływów nie straci natychmiast. Niemniej proces laicyzacji trwa w Polsce od zarania III RP. Kościół już nigdy nie będzie miał takiej siły, jaką miał pod koniec lat 80. i proces utraty wpływów będzie postępował. Pytanie jak szybko. I jak na to wszystko odpowie Kościół. Czy hierarchowie zdadzą sobie sprawę z powagi sytuacji.
– Zna pan na to pytanie odpowiedź?
– Tego nikt nie wie. Pozostając jeszcze w temacie „Kleru”, ciekawe, jak będzie wyglądać jego oglądalność poza wielkimi miastami. Jest bowiem wyraźna granica między Polską wielkomiejską, a Polską wsi i małych miast. To, że w dużych ośrodkach laicyzacja postępuje gwałtownie, to jasne. Duża frekwencja na prowincji pokazywałaby jednak interesującą zmianę.
– Polska prowincja jest jednak mocno antyklerykalna, choć jednocześnie bardzo religijna.
– Tyle że to antyklerykalizm innego rodzaju. Wiadomo, że w mniejszych społecznościach księża odgrywają większą rolę, a przez to, że są bardziej widoczni, wszystkie ich sukcesy i porażki budzą większe emocje. Oczywiście, ludzie tam narzekają na proboszcza, jeśli na to zasłużył, ale przyjmują go po kolędzie, dają pieniądze na kościół i uczestniczą masowo w mszach. W wielkich miastach antyklerykalizm idzie w parze z zaprzestaniem praktyk religijnych. A tu nie. Dlatego ciekaw jestem odbioru „Kleru” i wpływu, jaki ewentualnie wywrze w tej części Polski. Ale znów – efekty zobaczymy dopiero po latach.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki