"Super Express": - Jak pan zareagował na informację o aresztowaniu Gromosława Cz.?
Prof. Andrzej Zybertowicz: - Pomyślałem sobie, że któryś z graczy popełnił błąd. Albo generał i inni zatrzymani, albo policja, tajne służby bądź prokuratura. Nieźle znam mentalność tych drugich. Kierują się zasadą "dupokrytki". Nie podejmują żadnych działań jakkolwiek ważnych z punktu widzenia państwa, jeśli mogą one w nich uderzyć rykoszetem. Jeżeli więc aresztowali Cz., pojawia się pytanie, czy nie stoi za tym ktoś silniejszy od tego układu, ktoś kto mógł dać im zielone światło i gwarancję bezpieczeństwa.
- Pospekulujmy. Kto to taki?
- Grupy biznesowe związane z inwestorami ze Wschodu. W planach Platformy są wielkie prywatyzacje. Obecnie toczy się gra o Lotos, trwa inwestycja związana z gazoportem w Świnoujściu, rozważane są inwestycje w sektorze energetycznym. Być może Cz. zbyt często kręcił się przy jednej z nich, a jakimś inwestorom było to zupełnie nie na rękę. Zobaczyli, że sobie zbyt śmiało poczyna i postanowili go "odstrzelić", żeby się z nim nie dzielić korzyściami.
- O tym, że to raczej Cz. popełnił błąd, świadczy też informacja o wyparowaniu z jego szwajcarskiego konta około miliona dolarów.
- To prawda. Ludzie warszawskiego biznesu od dawna mówili też o jego intensywnej obecności przy wielu operacjach biznesowych na dużą skalę. Ludzie pochodzący ze służb są przydatni w transakcjach biznesowych wtedy, gdy chce się coś załatwiać na skróty. Jak ktoś jest wiele lat w służbach specjalnych, a potem jest ich szefem, to posiada mapę mentalną ludzi liczących się w gospodarce, mediach czy w polityce, której nie posiada zwykły obywatel.
- Posiadacz takiej mapy może w biznesie skuteczniej załatwiać pewne rzeczy.
- Dokładnie. Te osoby są u niego w głowie otagowane - ktoś był tajnym współpracownikiem SB, ktoś jest podatny korupcyjnie itp.
- Państwo nie może tych funkcjonariuszy tak "zagospodarować", by z tej wiedzy nie mogli korzystać?
- Teoretycznie może. Ale najpierw to państwo musi być, a urzędnicy i politycy muszą być wobec niego lojalni. W niektórych krajach celowo wybiera się sektory państwa, w których mogą pracować byli funkcjonariusze służb, którzy nie złamali prawa. Wtedy pewne firmy, w których mają oni legalne udziały, współpracują z istotnymi dla państwa podmiotami prywatnymi lub z agendami państwowymi. Właśnie po to, by funkcjonariusze, zwłaszcza ci utalentowani, nie musieli ulegać korupcyjnym lub agenturalnym pokusom.
- Jak te założenia przystają do polskiej rzeczywistości?
- Nigdy nie próbowano u nas wdrażać takiego rozwiązania. Ale są też sygnały pozytywne. Rząd Tuska nie uchylił rozporządzenia wydanego jeszcze przez premiera Kaczyńskiego, które uprawniało służbę Kontrwywiadu Wojskowego do monitorowania losu zwolnionych żołnierzy WSI.
- Na ile przypadek Gromosława Cz. jest typowy dla byłych funkcjonariuszy służb specjalnych, a na ile odosobniony?
- Jakieś sześć lat temu w "Gazecie Wyborczej" pojawiła się rozmowa z Januszem Szlantą pt. "Każdy chce mieć swojego generała". Otóż biznesmeni, którzy prowadzą gry na wyższym poziomie, zatrudniają ludzi tajnych służb. Z reguły bowiem biznes w Polsce jest tak nieczysty, że spodziewają się oni jakiegoś "ciosu w plecy", np. wykorzystania aparatu skarbowego w trybie zaszczucia. Jeśli firma prowadzi negocjacje z inwestorem strategicznym i pojawiają się brudne przecieki o jej kluczowych pracownikach, to może to podważyć zdolność tej firmy do jakiejś dużej fuzji. Żeby się więc uchronić przed takimi zagrożeniami, bierze ona generałów do odstraszania innych generałów. W efekcie mamy bardzo złą kulturę organizacyjną w wielu sferach biznesu.
Prof. Andrzej Zybertowicz
Socjolog, UMK w Toruniu