"Super Express": - Pan, ikona narodowców, 11 listopada wybrał towarzystwo prezydenta Komorowskiego, a nie swoich ideowych pobratymców. Czemu?
Prof. Maciej Giertych: -Uznałem, że wielkim wydarzeniem jest to, iż polski prezydent po raz pierwszy honoruje Romana Dmowskiego, składając kwiaty pod jego pomnikiem. Nikt ze sprawujących dotąd ten urząd nie okazywał mu takiego szacunku.
- Prezydent wyraźnie mówił, że co prawda docenia jego wkład w odzyskanie niepodległości, ale odcina się od jego myśli politycznej. Panu to wystarczy?
- Każdy polityk ma różne etapy swojej działalności. W sposób oczywisty szanujemy Dmowskiego za jego działalność w czasie I wojny światowej i doprowadzenie do tego, iż Polska znalazła się w gronie jej zwycięzców. Dzięki temu mogła współdyktować warunki Niemcom.
- Jednak większość jego pomysłów politycznych jest obca Polakom. Nie przez przypadek na odniesieniach do Dmowskiego trudno zbudować poparcie.
- To pańskie zdanie. Dmowski kojarzy się pozytywnie w kręgach prawicowych, a nastroje prawicowe w naszym kraju rosną.
- Mam wątpliwości, czy rosną w kierunku doceniania Dmowskiego za całokształt. Prawica, przynajmniej ta posiadająca znaczenie polityczne, odcina się od jego szowinizmu i antysemityzmu.
- Od Dmowskiego odcinają się przede wszystkim zwolennicy Piłsudskiego. Wszyscy jego pogrobowcy zawsze będą negatywnie oceniać przywódcę Narodowej Demokracji. To logiczne, bo konflikt obu panów sięga I wojny światowej, kiedy stali po przeciwnych stronach konfliktu. Jeśli zwyciężyłyby Niemcy, czyli opcja Piłsudskiego, nie byłoby wolnej Polski. Tak oceniamy to z pozycji narodowych i taka świadomość rośnie.
- Prezydenta, zadeklarowanego piłsudczyka, taka optyka nie przekonuje. Pewnie powiedziałby, że gdyby nie rewolucja październikowa, Rosja carska, na którą orientował się Dmowski, nie dałaby nam się wyrwać spod jej panowania.
- Prezydent Komorowski jest przede wszystkim głową państwa i uznał za sensowne, aby złożyć hołd Dmowskiemu. To, mimo różnic, sprawiło, że postanowiliśmy go w tym akcie wesprzeć.
- A może wynika to z pana koniunkturalizmu. Kiedyś popierał pan Jaruzelskiego, dziś Komorowskiego.
- Żyję już tak długo, że nauczyłem się takimi opiniami na mój temat nie przejmować. Udzieliłem poparcia prezydentowi, dlatego że nie pominął Dmowskiego jak wszyscy jego poprzednicy.
- Towarzystwo piłsudczyków, ludzi nastawionych antyrosyjsko i, co pewnie dla pana równie obrzydliwe, bezapelacyjnie proeuropejskich, też pana nie mierziło pod pomnikiem Dmowskiego?
- Pod pomnikami spotykają się różni ludzie, różnych opcji politycznych. Trzeba to zaakceptować. Na tym polega demokracja i pluralizm polityczny, że akceptuje się ludzi, którzy myślą inaczej.
- A po tym spotkaniu z myślącymi inaczej, czemu nie poszedł pan na Marsz Niepodległości?
- Nie za bardzo podoba mi się to, że Młodzież Wszechpolska weszła w sojusz z ONR - organizacją radykalną, która w okresie międzywojennym była w opozycji do obozu narodowego i nadal pozostała radykalna. Nie pasuje do głównego nurtu narodowego, do którego ja należę.
- MW raczej umiarkowaną bym nie określił.
- W swojej historii MW nigdy radykalna nie była. Była za to bardzo zrównoważona i stawiała na edukację i wychowanie młodych Polaków do funkcjonowania w życiu politycznym.
- Pamiętam wszechpolaków choćby jako agresywnych kontrdemonstrantów w czasie parad równości. Korzystają z nienawistnych haseł o "wyplenieniu pedalstwa" z Polski.
- Temu niech się pan nie dziwi. Jeżeli ktoś organizuje marsz promujący homoseksualizm, to zasługuje na to, żeby wystąpić z kontrą.
- To radykalna postawa.
- Radykalizmem jest promocja homoseksualizmu.
- A walka z homoseksualizmem to już umiarkowanie?
- Ochrona rodziny i tradycyjnych wartości to normalność.
- Z tak pojmowaną normalnością MW i ONR chcą tworzyć wspólny ruch narodowy. Jak pan ocenia ich szanse?
- Wydaje mi się, że tam brakuje pomysłu politycznego. Są zdolni zorganizować marsz, ale gorzej z myślą, która miałaby przewodzić takiemu ruchowi.
- Myśl wydaje się jasna - obalić pookrągłostołowy porządek w Polsce.
- To żaden program polityczny. Trzeba mieć propozycję, czym to, co jest obecnie, zastąpić. Nie można ograniczać się do postulatów negatywnych. Trzeba mieć także program pozytywny.
- Czyli?
- Ruch narodowy zawsze dążył do tego, aby wzmacniać pozycję Polski na arenie międzynarodowej, uświadamiać społeczeństwo, co jest, a co nie jest w interesie naszego kraju i odgrywać rolę stabilizującą.
- Społeczeństwo jest świadome tego, że narodowcy są czynnikiem destabilizującym.
- To zasługa mediów, które spychają narodowców na oszołomski margines. Gest prezydenta Komorowskiego sprawia, że ruch narodowy wraca do pozycji centrowych.
- Pana zdaniem prezydent będzie mesjaszem ruchu narodowego?
- Nobilituje stabilną, centrową pozycję ruchu narodowego, nadając mu godne miejsce w panteonie polskich ruchów politycznych. Natomiast polityka spychania go do ekstremy, faszyzmu i antysemityzmu to niesprawiedliwa robota mediów.
- Słysząc, jakie słowa padają z ust liderów MW czy ONR, widzę, że nie potrzebują oni mediów, żeby zrobić z siebie politycznych oszołomów.
- Dlatego ubolewam, że wszechpolacy idą ramię w ramię z ONR.
- Czy razem, czy osobno i tak nie mają szans na wyjście z politycznego marginesu. Póki PiS ma monopol na polskość, narodowcy nic nie ugrają.
- PiS jest problemem w polskim życiu politycznym. A definiują się jako piłsudczycy i dlatego nie zastąpią ruchu narodowego.
- Jednak prawicowi patrioci lgną do Jarosława Kaczyńskiego. Może jedyną szansą dla narodowców jest pójście na wojnę z PiS?
- Nie potrzebujemy iść na wojnę z PiS, ponieważ jesteśmy w konfrontacji z nimi od zawsze. Dostrzegamy zresztą fakt radykalizacji tej formacji.
- Martwi to pana?
- Martwi mnie to, że licząca się formacja polityczna staje się radykalnym marginesem. Wolałbym, żeby w polskim życiu publicznym funkcjonowały partie poważne.
- Może ruch narodowy zmarginalizuje PiS do garstki najwierniejszych zwolenników?
- Nie chcę się bawić w żadne proroctwa. Pracujemy natomiast nad tym, aby prawica była poważną opcją w polskim życiu publicznym.
- A propos powagi. W liście do MW przed Marszem Niepodległości napisał pan: "Nie zapraszajcie na marsz osób, które się politycznie kojarzą z dzieleniem narodu, stawianiem jątrzących zarzutów bez dowodów". To o Kaczyńskim?
- Oni zaprosili redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" i to postulat skierowany przeciwko takim skłonnościom, jakie ten pan, a wraz z nim jego środowisko prezentuje, i brataniu się z nimi.
- Brataniu się, tu znowu cytat z pana, z "różnymi dziwnymi ludźmi, którzy głoszą teorie smoleńskie zupełnie oderwane od rzeczywistości"?
- Przecież to są oderwane od rzeczywistości teorie, które odrzucają wiedzę, jaką posiadamy ze wszystkich oficjalnych źródeł.
- Komisje MAK i Millera wyjaśniły przyczyny katastrofy smoleńskiej?
- Jest w tej katastrofie wina dwóch stron - pilotów i wieży kontrolnej. Stopień winy jednych i drugich nie został z przyczyn politycznych do końca wyjaśniony. Natomiast mówienie o zamachu to spychanie autentycznego rozdziału winy na margines. Uważam, że to oderwanie od rzeczywistości.
- Nie martwi pana, że syn Roman jest coraz bliżej PO?
- To media tak to oceniają. Natomiast on odsuwa się maksymalnie od PiS i traktujecie to jak zbliżanie się do Platformy.
- I pan, i pański syn tak to będziecie opisywać, ale coraz więcej osób zadaje sobie pytanie, kiedy Roman Giertych wstąpi do PO.
- Nie spodziewam się, aby miało to kiedykolwiek nastąpić. Piotr Semka pisał, że orbitujący wokół PO Roman Giertych miałby stworzyć koncesjonowaną przez Platformę prawicę, tak jak Janusz Palikot lewicę. Jak pan widzi taki scenariusz?
- Nie potrzebujemy pozwolenia Platformy, aby budować prawicę.