Stwierdzenie o konieczności zakończenia wojny polsko-polskiej - cokolwiek znaczy ten termin - można przecież rozumieć tylko jako nawoływanie do porozumienia ponad podziałami dla dobra kraju. Który z pretendentów do prezydentury w obecnej sytuacji nie złożyłby podobnej deklaracji?
To, że potrzeba nam mądrej polityki gospodarczej nastawionej na interesy każdego obywatela, bez podziału części Polski na te lepsze i gorsze, byłoby też głównym motywem wystąpień większości z nich. I nawet z pobrzmiewającym w tych słowach solidaryzmem zgodziliby się niemal wszyscy konkurenci kandydata PiS.
Balsam na serca Polaków i polityków lał też prezes Jarosław Kaczyński, mówiąc o odpowiedzialnej polityce zagranicznej i wyjściu z dramatycznych i ostrych konfliktów "wokół nas", czyli o dobrym i przyjaznym ułożeniu stosunków sąsiedzkich.
I mówił jeszcze o życiu w prawdzie, a w tym kontekście też o poznaniu przyczyn tragedii smoleńskiej.
Pięknie mówił kandydat. Powiedział nam już co. A jak? Mam nadzieję, że odpowie w drugiej części kampanii.