- „Super Express”: - Jest pan przewodniczącym największego związku zawodowego działającego w MON, który zapowiedział, że do 5 kwietnia podejmie decyzję o zakresie i formie strajku. Powodem protestu są zatwierdzone ostatnio przez szefa MON Mariusza Błaszczaka podwyżki dla cywilnych pracowników wojska, które według pana są za niskie.
- Zenon Jagiełło: - Problem wynagrodzeń pracowników wojska, czyli cywilnego personelu sił zbrojnych ciągnie się od dawna. Jest nas około 47 tys. Spośród tych 47 tys. średnie wynagrodzenie dla części budżetowej jest mniejsze w stosunku do państwowej sfery budżetowej i wynosi średnio 1000 zł mniej. Od 2008 do 2015 roku nie było podwyżek w strefie budżetowej. W 2016 roku podczas spotkania z ministrem Macierewiczem uzgodniliśmy trzyletni plan, aby dojść do porównywalnych płac w sferze budżetowej podnosząc je o około 800 zł. Program zaakceptowany przez poprzedniego ministra zakładał, że do 2019 roku pracownicy będą otrzymywali o 5 proc. więcej w stosunku do pracowników pozostałej sfery budżetowej, aby wyrównać różnice, o której wspomniałem.
- Minister obiecał na początku roku 300 zł z wyrównaniem wypłacanym do 30 kwietnia. Rzeczywiście dostaniecie podwyżkę w wysokości 300 zł?
- Po czasie okazało się, że nie 300 zł a 288 zł… Ludzie się wkurzyli. Rząd nie panuje nad sytuacją w budżetówce. To wolna amerykanka.
- Przygotowujecie się na rożne scenariusze strajkowe. Który z nich wydaje się najbardziej prawdopodobny?
- Zgodnie z ustawą nie możemy strajkować.
- Macie państwo związane ręce…
- Zdecydowanie tak! Nie możemy użyć najostrzejszej formy protestu jaką jest strajk, choć prawdopodobnie tysiące ludzi by na to poszło. Natomiast możemy korzystać z innej formuły.
- Jakiej?
- Możemy wejść w spór zbiorowy i prawdopodobnie taka decyzja zapadnie. Jeżeli do tego dojdzie, mamy możliwość przekazania naszym sojusznikom, że pracownicy resortu, którzy są zatrudnieni we wszystkich obszarach MON mogą przestać pracować. Napisałem kiedyś panu ministrowi Błaszczakowi, że w momencie, gdy leci samolotem to personelem pokładowym są także pracownicy jego resortu. Korzystając z łączności minister również posiłkuje się pracownikami cywilnymi. Podobnie jest z żywieniem na poligonie. Bez kucharza wojsko nie zje. Ośrodek Szkolenia Poligonowego w Nowej Dębie ma rocznie 360 tys. osobodni ćwiczeń, czyli co dzień przebywa tam 1000 ludzi, których trzeba zabezpieczyć w energię, w ścieki, czy posiłki. To wszystko robią pracownicy. Pracowników cywilnych nie widać na polu walki. Oni są w cieniu, ale są!
- Teraz trochę statystyki. Jak w liczbach przestawia się średnia pensja pracownika cywilnego wojska? Ile można dostać obecnie „na rękę”?
- Ponad 17 tys. pracowników ma obecnie 1800 zł netto pensji. Drugie 17 tys. osób ma około 2 tys. zł netto.
- Mam rozumieć, że z 47 tys. pracowników cywilnych licząc ogółem mniej więcej 34 tys. zarabia do 2 tys. zł?
- Owszem…
- Miał pan okazję rozmawiać z ministrem Błaszczakiem o dramatycznej sytuacji osób, które pan reprezentuje w ramach swoich kompetencji przewodniczącego?
- Wystąpiłem o spotkanie z ministrem, ale na razie w jego imieniu rozmawiał z nami jego przedstawiciel w randze dyrektora, który nie jest specjalnie decyzyjny, bo o wszystko musi się pytać. W związku z tym później do rozmów oddelegowano pana wiceministra Wojciecha Skurkiewicza, który powtórzył to, co mówił pełnomocnik.
- Może minister nie ma czasu?
- Pani redaktor, nas jest 47 tys. Nie jesteśmy grupą pięciu osób. Mamy coraz nowsze zadania, a stawka stoi na tym samym poziomie. Ludzie nie chcą pracować. Jest sporo wakatów. Niekiedy jedna osoba pracuje za trzech pracowników. Młodzi ludzie nie chcą przychodzić do pracy. Pracują emeryci. Najgorsze jednak jest to, że w budżecie MON są pieniądze, a my tego nie możemy odczuć. Pokrzepia mnie to, że nasi dowódcy są z nami, ale widać przerażenie w ich oczach. Przerażenie, bo ludzie się wykruszają.
Sandra Skibniewska