Chyba wszyscy pamiętają słynną aferę madrycką z udziałem trzech już byłych posłów PiS: Adama Hofmana (36 l.), Adama Rogackiego (41 l.) i Mariusza Antoniego Kamińskiego (38 l.). Śledczy sprawdzali wtedy, czy posłowie wprowadzili Sejm w błąd, deklarując, że w podróż służbową udają się samochodem prywatnym, a rozliczali podróż tak, jakby lecieli samolotem.
Sprawę umorzono, nie dopatrując się przestępstwa. "Super Express" dotarł do uzasadnienia umorzenia afery i odkrył przy tej okazji, że posłowie jeżdżąc swoim samochodem prywatnym za granicę, całkiem nieźle na tym wychodzą. "W przypadku tzw. kilometrówki odbywanej samochodem prywatnym za granicę Kancelaria Sejmu wypłaca posłowi należność, która stanowi iloczyn kilometrów do miejsca docelowego podróży i stawkę 0,83 zł, powiększoną o 50 procent" - czytamy w prokuratorskim uzasadnieniu umorzenia afery madryckiej. Dla porównania, przeciętny Kowalski, udając się na służbowy wyjazd za granicę swoim samochodem, dostaje jedynie 0,83 zł za kilometr. Dlaczego więc posłowie są uprzywilejowani? Bo im to gwarantuje specjalna uchwała Prezydium Sejmu!
Z kolei jeżdżąc po Polsce, posłowie też nie mogą narzekać. - Wydatki posła na przejazdy samochodem związane z wykonywaniem mandatu poselskiego na terenie kraju pokrywane są z ryczałtu przysługującego posłom na prowadzenie biura poselskiego - dodaje Kancelaria Sejmu. Czyli z tych pieniędzy kupują paliwo.