Poseł Koalicji Obywatelskiej Witold Zembaczyński doskonale rozumie, co czują ludzie dotknięci tragedią powodzi. Poseł pochodzi z Opolszczyzny jest na miejscu i wraz z innymi przeżywa trudny czas. Polityk przyznał w rozmowie z Wirtualną Polską, że ta powódź, która nadeszła teraz, jest inna od tej, którą pamięta sprzed niemal 30 lat, czyli z 1997 roku: Powódź z 1997 roku opierała się o rozlewające się koryto Odry i tych większych rzek, będących jej dopływami. Natomiast w tej chwili powódź tyczy się wszystkich najmniejszych cieków wodnych, potok robi się nagle ze wszystkiego - zauważa różnice Zembaczyński.
Poseł zwrócił też uwagę, że utrudniona jest komunikacja. W niedzielne popołudnie polityk KO był w Prudniku i jak przyznał w Wirtualnej Polsce, występował tam kłopot techniczny z telefonią komórkową, ludzie mieli problem, by się ze sobą skontaktować, a przez to występowały kłopoty w organizacji. Zembaczyński zwrócił uwagę na coś jeszcze, miejsce, które dziś są zalane, w 1997 roku nie były dotknięte niszczycielską siłą wody. Bardzo szybki jest też nurt wody: - Ta woda płynie tak szybko, jak byśmy byli na olimpijskim torze kajakowym - komentował w rozmowie z Wirtualną Polską.
Witold Zembaczyński umieścił też kilka wpisów na platformie X, w jednym z nich napisał:
Głuchołazy, Nysa, Prudnik nigdzie w tych miejscach na Opolszczyźnie żywioł nie odpuszcza. Woda jest tam bardziej niszczycielska niż w powodzi z 1997 r.