W mediach pojawiły się doniesienia na temat tego, że jeden z posłów padł ofiarą oszustwa. Polityk padł ofiarą oszustwa, gdy był w hotelu poselskim. Z hotelu robił kolejne przelewy, aż w końcu zorientował się, że coś jest nie tak. Najpierw jednak wykonywał wszystkie polecenia oszustów.
Jak opisuje "Gazeta Wyborcza", która ujawniała sprawę, poseł był zmęczony po posiedzeniu, gdy wieczorem otrzymał telefon od mężczyzny podającego się za policjanta. Kiedy poseł przyznał, że ma wątpliwości, co do swojego rozmówcy, ten polecił mu wykręcić numer 112 i sprawdzić, ale bez rozłączania się.
Niestety, tu czujność zawiodła: - Przepraszam, że mówię językiem nie parlamentarnym, a językiem blokowiska. Budzi to we mnie duże emocje. Straciłem czujność. Policjanci mówili mi potem, że to żadna ujma, bo w taki sam sposób oszuści dymają nawet prezesów banków - wspominał poseł w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Potem poseł został przekonany, że w grę wchodzi bezpieczeństwo państwa, a co więcej, jego konto bankowe zostało przejęte, a on musi się zalogować i przelać pieniądze na "konto techniczne". Co więcej, poseł poprosił też żonę o przelewy. Dopiero później polityk zaczął czuć, że coś jest nie tak.
Sprawą oszustwa posła zajmuje się prokuratura
Sprawę w rozmowie z Polsat News skomentował prok. Piotr Antoni Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie:
Na początku listopada Prokuratura Rejonowa dla Warszawy Śródmieścia wszczęła śledztwo w kierunku oszustwa na mieniu znacznej wartości. Czyn ten zagrożony jest karą pozbawienia wolności od roku do 10 lat. Pewne ustalenia, co stało się z tymi pieniędzmi, już zostały dokonane. Prowadzimy czynności zmierzające do ustalenia, gdzie te pieniądze finalnie trafiły, kto jest beneficjentem i organizatorem tego kryminalnego przedsięwzięcia - przyznał prokurator.