Awaria oczyszczalni ścieków w Warszawie i spuszczenie w związku z nią do Wisły ton nieczystości z problemu epidemiologicznego i ekologicznego przerodziło się w absurdalną nawalankę o odpowiedzialność. Z jednej strony bagatelizowanie sprawy przez PO – bo w Warszawie rządzi Rafał Trzaskowski, z drugiej snute przez PiS apokaliptyczne wizje drugiego Czarnobyla (porównanie niezawodnego Marka Suskiego). Z jednej strony przypominanie, że za warszawskiej epoki Lecha Kaczyńskiego szambo płynęło do królowej polskich rzek szerokim strumieniem, z drugiej mobilizacja wojska i obrony terytorialnej przez rząd do likwidacji skutków awarii.
Nie jestem specjalistą od nieczystości i hydrologii rzek. Rozumiem jednak, że sprawa jest poważna, ale nie na tyle, żeby za chwilę uruchamiać art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego (a do tego dzielnie zmierza rządowa propaganda). Dawno już dotarliśmy do momentu, kiedy polska polityka to kloaczna zabawa dla koneserów. Nie wiem, dokąd prowadzi nas postępujące zidiocenie POPiS-u, ale skoro nasza scena polityczna sięgnęła ścieku, wydaje się, że już niżej upaść nie można. Z drugiej strony, ileż już razy zdawało się nam, że głupiej być już nie może! I zawsze przychodził ktoś, kto poprzeczkę ustawiał jeszcze niżej. Półtora miesiąca przed wyborami wydaje się pewne, że dzisiejszy rynsztok to nie ostatnie słowo POPiS-u.