Andrzej Radzikowski

i

Autor: EAST NEWS Andrzej Radzikowski

Pomysł PiS uderzy w zarobki Polaków? Szef OPZZ uspokaja i mówi o wyższych emeryturach

2020-09-15 6:00

Rząd chce wprowadzić oskładkowanie każdej umowy zlecenie. Jak pomysł oceniają związkowcy? "My jako OPZZ od dawna postulowaliśmy, aby wszystkie umowy zlecenia objąć pełną składką ZUS, a nie tylko jedną z nich, jak jest to do tej pory, dlatego te pomysły popieramy. Dzisiejsze rozwiązania skutkują niższymi świadczeniami emerytalne pracowników na takich umowach zatrudnionych" - mówi w rozmowie z "Super Expressem" przewodniczący OPZZ Andrzej Radzikowski.

„Super Express”: - Rząd pracuje nad oskładkowaniem wszystkich umów zlecenie. Od 1 stycznia 2021 r. od każdej takiej umowy ma być nie tylko odprowadzana składka zdrowotna, ale także emerytalna. Pracodawcy alarmują, że podniesie to koszty zatrudnienia. A jak na to patrzą związkowcy?

Andrzej Radzikowski: - My jako OPZZ od dawna postulowaliśmy, aby wszystkie umowy zlecenia objąć pełną składką ZUS, a nie tylko jedną z nich, jak jest to do tej pory, dlatego te pomysły popieramy. Dzisiejsze rozwiązania skutkują niższymi świadczeniami emerytalne pracowników na takich umowach zatrudnionych. Po prostu, mniej pieniędzy odprowadzanych jest na przyszłe emerytury. A ponieważ system emerytalny jest obecnie tak skonstruowany, że świadczenia zależą od tego, jaki kapitał w czasie aktywności zawodowej odłożymy, tak ważne jest to, aby od każdej aktywności zawodowej składki były odprowadzane. Wiem, że wielu, zwłaszcza młodych pracowników, dziś nie ma takiej świadomości i godzi się na propozycje pracodawców, by zarabiali więcej, podpisując umowę zlecenie.

- No właśnie, krytycy tego rozwiązania straszą, że doprowadzi ono do obniżenia zarobków tych, którzy na kilku umowach zlecenie są zatrudnieni lub taka umowa jest uzupełnieniem etatu.

- Być może rzeczywiście, dzięki różnicy w ozusowaniu pracodawcy dają pracownikom nieco wyższą stawkę, ale pracownik i tak traci dużo więcej. Często bowiem zapomina, że umowy zlecenie nie dają mu prawa do urlopu, nie wprowadzają norm wymiaru godzinowego pracy i wreszcie, jak już wspomniałem, sprawiają, że pracowników czeka dużo niższa emerytura. Długofalowe koszty, które ponosi pracownik, są dużo wyższe niż krótkoterminowy zysk.

- Pracodawcy, jak już wspomnieliśmy są krytyczni i szacują, że zmiany w oskładkowaniu umów zleceń będą kosztować ich 2,5 mld zł. A to wszystko w czasie, kiedy firmy zmagają się ze stratami z pierwszej połowy roku i trwają jednak problemy gospodarcze związane z pandemią koronawirusa.

- Dla pracodawców żaden czas nie jest dobry, by wprowadzać zmiany korzystne dla pracowników. Ale też pamiętajmy, że nie wszyscy pracodawcy byliby z tego rozwiązania niezadowoleni, bo uważają stosowanie umów zleceń jako element nieuczciwej konkurencji. Część pracodawców chciałaby zatrudniać pracowników na umowę o pracę, ale jak konkurencja zatrudnia na umowy zlecenia, to ich pracownik jest dużo tańszy. Ten, który chce zatrudniać uczciwie, siłą rzeczy jest wtedy mniej konkurencyjny i niejako zmuszony, by grać według tych samych szkodliwych z punktu widzenia pracowników i systemu emerytalnego reguł.

- Rząd od 2015 r. obiecywał rozwiązanie problemu uśmieciowienia rynku pracy. Pana zdaniem, pełne oskładkowanie umów zleceń, daje szansę, że choć trochę ta patologia zostanie ograniczona?

- W naszej ocenie tak. Skróci to marchewkę, którą daje się pracowników, mówiąc, że podpisując umowę zlecenie, będzie miał o parę groszy wyższą pensję, niż gdyby domagał się umowy o pracę. Kiedy koszty takich umów będą wyższe, dużo chętniej pracodawcy będą zatrudniać na korzystne dla pracowników umowy o prace. Będzie to kolejne narzędzie, wywierające presję na pracodawców, by rezygnowali zatrudniania na umowy śmieciowe.

Rozmawiał Tomasz Walczak