U republikanów dzieli i rządzi Donald Trump, a po stronie demokratów coraz więcej bólu głowy faworyzowanej Hillary Clinton przysparza Bernie Sanders. Miliarder Trump buduje się na walce z waszyngtońskimi tłustymi misiami, których, jak obiecuje, wyrzuci na zbity pysk. Senator Sanders, co w USA uważane jest za herezję, określa się jako socjalista i ma zamiar dobrać się do skóry rozbisurmanionym finansistom z Wall Street. Zachowując wszelkie proporcje, Trumpa można porównać do naszego Kukiza, a Sandersa do PiS. W końcu były muzyk wszedł do Sejmu, bo chciał walczyć z partiokracją. Z kolei PiS wygrywał wybory m.in. tym, że zapowiadał rozliczenie z żerującymi na zwykłych obywatelach elitami finansowymi i biznesowymi. Mimo podobieństw różnica między Polską a Stanami Zjednoczonymi jest w interpretacji sukcesów kandydatów antyestablishmentowych. U nas wyniki wyborów obrażone elitki najczęściej komentowały tym, że naród zupełnie zwariował, że ciemny lud dał się kupić za 500 zł na dziecko i złapał się na tani populizm. W Stanach Zjednoczonych mało kto zamknąłby społeczeństwo w psychiatryku. Coraz więcej komentatorów rozumie tam, że Amerykanie mają dość. Między innymi tego, że żyje im się coraz gorzej. Gospodarka niby się rozkręca, dane ekonomiczne robią wrażenie, ale przeciętny Amerykanin widzi, że żyje mu się coraz gorzej. Nic dziwnego, bo realne płace większości z nich są coraz niższe. A wszystko przez amerykański model ekonomiczny, który wspiera bogatych kosztem biedniejszej części społeczeństwa. Amerykanie nie są głupi i widzą, że mogą za to podziękować waszyngtońskim politykom, którzy w dużej mierze są lobbystami opłacanymi przez wielki biznes. I jak tu się nie wściec?
Sytuacja w Polsce jest trochę odbiciem tej zza oceanu. Z podobnych powodów ludzie wolą PiS i Kukiza niż tzw. partie "rozumnych ludzi", którzy przez lata wspierali krzywdzący dla większości obywateli model gospodarczy. Dziś ci rozumni rwą włosy z głowy nad stanem demokracji w Polsce, którą mają rozmontowywać populiści. Urządzają manifestacje w jej obronie, skarżą się do instytucji europejskich. Walczą jednak z objawami, a nie przyczynami popularności antyestablishmentowych partii, których najwyraźniej nie rozumieją. A przecież traktując przez lata społeczeństwo jak bydło, roszczeniowców, niezaradnych życiowo pogrobowców PRL, których miejsce jest na śmietniku historii i zmuszając do pracy za głodowe pensje, bo więcej im się nie należy, nasze elity na własnej piersi odchowali PiS i Kukiza oraz bunt przeciwko sobie. Zamiast obrażać się na społeczeństwo i rzeczywistość, trzeba się w końcu zmierzyć z własnymi błędami. Ameryka też się sypie, ale tam przynajmniej wiedzą dlaczego
Zobacz: Jabłoński: Platforma i PiS to dwie strony tej samej fałszywej monety