Francuskie drony miały być wysłane z Polski na Ukrainę
W sumie 1,5 mln euro pochodziło ze zbiórki zorganizowanej dla armii przez jedną z fundacji. Według TVN24, odbiorcą dronów miała być firma Quadro.ua. Sprawą zajmował się Taras Troiak, przedsiębiorca z Kijowa i szef stowarzyszenia właścicieli dronów.
Francuskie drony "Parrot" są ciche i wyposażone w nowoczesne aparaty fotograficzne, a także termowizyjne. Maszyny miała dostarczyć firma zbrojeniowa, w której pracował Dariusz M., który jest byłym oficerem GROM. Na Ukrainę w ciągu kilku tygodni miało trafić 206 dronów, jednak do tego nie doszło. Dariusz M. złożył dwie oferty. Sześć dronów miała dostarczyć firma, w której pracował. Pozostałe 200 dronów miało trafić na Ukrainę za pośrednictwem niewielkiej firmy "Level 11".
Gdzie trafiły pieniądze za drony?
Polskie drony-kamikaze sieją postrach wśród Rosjan! Zobacz zdjęcia z pola walki
Środki za drony trafiły do obu firm. Sześć dostarczono kupującemu, pozostałe miały zostać wysłane po 35 dniach, na co nie zgodziła się strona ukraińska. Ukraińcom zależało na szybkości dostaw. Troiak zażądał wówczas zwrotu pieniędzy, w sumie 1,5 mln euro. Jednak "Level 11" zwróciło ok. 900 tys. euro i do dziś nie przelało pozostałej kwoty 530 tys.
Sprawa jest w prokuraturze. Zawiadomienie złożyła ukraińska spółka
Według prezesa "Level 11", Pawła Krzykowskiego, transakcja nie mogła być przeprowadzona, ponieważ strona ukraińska nie dostarczyła wymaganych dokumentów. "Opłata za objęty ofertą asortyment jest zwracana zgodnie z instrukcją płatniczą na konto, z którego przyszły środki finansowe, w transzach" - przekazał Krzykowski w e-mailu przesłanym do redakcji TVN24. Stacja ustaliła również, że w imieniu ukraińskiej spółki zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa wyłudzenia złożył w miniony czwartek (19 maja) adwokat dr Jerzy Ferenz. Sprawę bada też SKW i ABW.