Piotr Bujak

i

Autor: Materiały prasowe

Polski Ład? Główny Ekonomista PKO BP w „SE”: To podatkowa rewolucja

2021-05-16 20:30

Polski Ład to prawdziwa rewolucja w polskim systemie podatkowym. Rządzący zapowiadają, że m.in. dzięki podwyższeniu kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł mniej zarabiający wreszcie będą w Polsce płacić procentowo mniejsze podatki niż najzamożniejsi. – Zyska ponad połowa gospodarstw domowych, czyli te, które zarabiają poniżej przeciętnej czy nawet przeciętnie i trochę powyżej. Dla pewnej części te zmiany będą neutralne, a straci od kilku do kilkunastu procent podatników – mówi w rozmowie z „Super Expressem” Piotr Bujak, Główny Ekonomista i Dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych PKO Banku Polskiego.

Polski Ład to program gospodarczy rządu na najbliższe lata. Główny cel jaki postawili sobie rządzący to przejście z regresywnego systemu podatkowego na progresywny, w którym to najbogatsi płacą procentowo wyższe podatki. Piotr Bujak w rozmowie z „Super Expressem” podkreśla, że Polski Ład dostosowuje system podatkowy do standardów zachodnich. Główny Ekonomista PKO BP przekonuje, że zapowiedź wprowadzenia Polskiego Ładu powinna umocnić złotówkę, a prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski na lata 2022 i 2023 zostaną zrewidowane w górę. Co z tymi, którzy wedle Polskiego Ładu zapłacą wyższe podatki? Ekonomista wskazuje, że i oni mogą zyskać na nowych rozwiązaniach.

„Super Express”: – Polski Ład to rewolucja w podatkach czy lekki lifting?

Piotr Bujak: – To bardziej rewolucja niż lifting. Te zmiany prowadzą do eliminacji regresji w opodatkowaniu dochodów osobistych w Polsce. Dotychczas mieliśmy do czynienia z regresywnym systemem, w którym wraz ze wzrostem dochodów, podatki procentowo się zmniejszały. To była dość nietypowa sytuacja jak na Unię Europejską czy OECD, czyli trzydzieści kilka najbardziej rozwiniętych gospodarek na świecie. Pod tym względem byliśmy ewenementem. Teraz następuje dostosowanie do zachodnich standardów.

– Kto zyska, a kto straci na tych zmianach?

– Zyska ponad połowa gospodarstw domowych, czyli te, które zarabiają poniżej przeciętnej czy nawet przeciętnie i trochę powyżej. Dla pewnej części te zmiany będą neutralne, a straci od kilku do kilkunastu procent podatników. Tak można szacować, opierając się na bazach danych Ministerstwa Finansów i posiłkując się szacunkami samego resortu.

– Dzięki którym zmianom system podatkowy zyska progresywny charakter?

– Po pierwsze, dzięki podniesieniu kwoty wolnej od podatku. Spowoduje to, że osoby o najniższych dochodach w ogóle nie będą płacić podatku. Po drugie, dzięki podniesieniu progu dla drugiej stawki podatkowej. Chociaż to w zasadzie wygładzi te progresję – spowoduje, że nie będzie ona tak ostro rosła. Podczas prezentacji zostało to zresztą przedstawione właśnie jako coś dla osób, które zarabiają nieco więcej niż przeciętnie. I element, który regresję zamieni na progresję, to wprowadzenie liniowej, nieodliczanej od podatku stawki zdrowotnej.

– To rozwiązanie wzbudza chyba największe kontrowersje. Dlaczego?

Dlatego, że to jest właśnie ten element, który – łącznie z pozostałymi zmianami – decyduje o tym, że odchodzimy od tej bardzo nietypowej, w rozwiniętym świecie, sytuacji, w której najlepiej zarabiający płacą procentowo najmniejsze podatki. To, co osładza tej wąskiej grupie ten dotkliwy element, to planowane znaczące zwiększenie nakładów na służbę zdrowia. To podniesie jakość usług publicznych dla wszystkich.

– Te osoby odpowiedziałyby zapewne, że i tak nie korzystają z publicznej służby zdrowia.

Nie do końca, bo jak trzeba przeprowadzić nawet średnio-zaawansowany zabieg chirurgiczny, to okazuje się, że trzeba udać się do publicznej służy zdrowia. Przy programie szczepień przeciwko koronawirusowi czy leczeniu COVID-19 też okazało się, że w dużej mierze trzeba polegać na publicznej służbie zdrowia. Wszyscy – lekarze, personel medyczny, ale i osoby, które zdrowiem zajmują od strony procedur, efektywności – zgodnie mówią, że na służbę zdrowia powinno iść więcej pieniędzy. Również biorąc pod uwagę demografię i starzejące się społeczeństwo.

– Mówimy o małej grupie, ale kto dokładnie, po wejściu w życie tych zmian, będzie musiał głębiej sięgnąć do portfela?

Musielibyśmy poznać szczegóły tych propozycji, żeby podać konkretne kwoty. Można powiedzieć, że osoby zarabiające do 10 tys. zł brutto nie odczują tych zmian. A osoby, które zarabiają dużo więcej, nie stracą na tyle dużo procentowo, żeby przy wysokim poziomie dochodów, zauważyć to w jakimś istotnym stopniu. Natomiast dzięki zyskom ponad połowy Polaków, możemy liczyć na przyspieszenie konsumpcji, inwestycji mieszkaniowych i wzrostu gospodarczego w ogóle. Na tym skorzystają najprawdopodobniej wszyscy, w tym szczególnie ci najbardziej zaradni, którzy dotychczas zarabiali najwięcej. Dzięki szybszemu wzrostowi gospodarczemu bardzo szybko odbiją sobie te niewielkie podatkowe straty.

– Kredyty hipoteczne bez wkładu własnego, ułatwienia w budowie niedużych domów – czy wpłynie to na zahamowanie wzrostu cen nieruchomości?

– Nie wierzę w to, że ceny nieruchomości przestaną rosnąć, jeśli w szybkim tempie będą rosnąć dochody gospodarstw domowych, na co się zanosi. Wiara w to jest naiwna i niekoniecznie byłoby to dobre. Chodzi o to, żeby ceny nieruchomości nie rosły szybciej niż dochody, czyli żeby dostępność nieruchomości się nie zmniejszała. Te propozycje z pewnością zwiększają dostępność mieszkań dla młodych ludzi, którzy nie mogli kupić mieszkania, ponieważ nie dysponowali środkami na wkład własny do kredytu.

– A jak rynek reaguje na sobotnie zapowiedzi?

– Sygnalizowaliśmy już, że będą rewizje prognoz w górę na kolejne lata – 2022 i 2023 – jeśli chodzi o wzrost gospodarczy. Jednocześnie zapowiedzi te nie podkopują wiary w stabilność finansów publicznych w średnim terminie. Wydaje się więc, że rynek powinien zareagować lekkim umocnieniem złotego, ale też zwiększeniem oczekiwań na podwyższenie stóp procentowych w przyszłości.

Rozmawiał Krzysztof Bałękowski

Polski Ład: Premier zapowiada 12tys. złotych dla kolejnych dzieci
Sonda
Czy podoba Ci się program Polski Ład?