Polska przedzielona krzyżem

2010-08-11 8:30

Żeby zrozumieć spór i ewentualnie starać się go rozwikłać, trzeba uświadomić sobie stan świadomości spierających się. W jaki sposób strony sporu myślą o krzyżu sprzed Pałacu Prezydenckiego?

Weźmy najpierw obrońców krzyża, tych najbardziej radykalnych. Dla nich przeniesienie krzyża jest równoznaczne z jego usunięciem. A usunięcie to pohańbienie symbolu, za który całe pokolenia Polaków oddawały życie. Usunięcie to jego zniszczenie, to policzek dla chrześcijan, a w tym wypadku także brutalny atak na pamięć o tych, którzy tragicznie zginęli w Smoleńsku 10 kwietnia. Wreszcie usunięcie krzyża to zgoda na to, że śledztwo w sprawie katastrofy nigdy niczego nie wyjaśni. Nie przesadzam. Słyszałem wczoraj Wojciecha Cejrowskiego, który w radiu przekonywał, że "Ruscy" (to jego słowa) mogli dokonać zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, produkując sztuczną mgłę. Przyznał, że ludzi pod krzyżem śledztwo w tej sprawie nie przekonuje, że było inaczej. Ta grupa obrońców nie chce przyjąć do wiadomości, że duża część katolików i prawie całe duchowieństwo uważa, że ten krzyż powinien trafić do kościoła. Oparcie znajdują w ojcu Rydzyku, który zachęca mężczyzn w sile wieku do fizycznej obrony krzyża.

A teraz tych, którzy w nocy z poniedziałku na wtorek w atmosferze wesołkowatego happeningu balansowali na granicy obrażania uczuć religijnych bądź świadomie je przekraczali. Dla nich krzyż to symbol państwa wyznaniowego. Symbol dominacji kleru i narzucania świeckiemu społeczeństwu światopoglądu, zachowań, obrzędowości, których duża grupa szczególnie młodych ludzi nie chce już akceptować. Czy możliwy jest jakiś konsensus między tymi grupami? Nie. Ludzie, którzy się nie szanują, mogą się tylko ogrywać i oszukiwać.

Nasi Partnerzy polecają