"Super Express": - Wszystko szło dobrze, rosły wasze notowania, aż któregoś dnia pan Ryszard i pani Joanna wsiedli w samolot i polecieli do Portugalii. I od tego momentu wszystko zaczęło iść źle...
Piotr Misiło: - Jak mawiał ks. Twardowski, w życiu jest dobrze albo niedobrze. Jak jest tylko dobrze, to jest niedobrze. Teraz w życiu Nowoczesnej jest niedobrze, ale to dobrze. Ludzi poznaje się bowiem nie po tym, jakie popełniają błędy, ale jak z nich wychodzą.
- W filmie "Rocky" było o tym, że nieważne, ile razy upadniesz, ale ile razy wstaniesz.
- To takie amerykańskie.
- Ale leżycie na deskach.
- Może nie leżymy na deskach, ale jesteśmy w defensywie. Teraz zdecyduje się, czy jesteśmy profesjonalni i poradzimy sobie z tym. Liczę, że niedługo Nowoczesna przedstawi nowe oblicze i uda nam się wyjść z kryzysu.
- Wie pan, od dawna docierały do mnie wieści, że pan Petru i pani Schmidt mają się ku sobie. Ta wycieczka chyba pokazała to, o czym mówił cały Sejm - że łączą ich nie tylko służbowe relacje.
- Taka jest polityka, że wszyscy wszystko chcą wiedzieć o politykach.
- To trochę dla polityków przykre i ja to rozumiem.
- Trzeba się nauczyć z tym żyć i być szaleńczo czujnym. To, co wolno człowiekowi, który jest w biznesie, niekoniecznie wypada człowiekowi, który jest w polityce.
- Życie prywatne polityka jest ważne dla wyborcy. Ten bowiem - słusznie czy nie - myśli sobie tak: jeśli zdradza żonę, to być może zdradzi swoją partię albo nas, wyborców. I jak macie zamiar wybrnąć z tego kryzysu?
- Ryszard Petru i Joanna Schmidt są zawodowcami. Liczę, że zachowają się absolutnie profesjonalnie i niebawem tę sytuację w sposób klarowny wyjaśnią. Choć musimy pamiętać, że to prywatna sfera życia pana Petru i pani Schmidt i to dlatego jest to takie trudne. Muszą to przetrawić, ale za chwilę ten temat zostanie zakończony.
- A jakbym pana spytał, czy oni mają romans, czy nie?
- Trudno mi na to odpowiedzieć i bardzo bym chciał, żebyśmy przeszli do merytorycznych kwestii, a tę sprawę zostawili panu Petru i pani Schmidt.
- Ale za parę dni ta sprawa się wyjaśni?
- Ta i parę innych.
- Te parę innych to jakie?
- Pracujemy nad tym, żeby wyjść z impasu, w którym się znaleźliśmy - zarówno po proteście w Sejmie, jak i tej sprawie, o której mówiliśmy.
- Przysłużył się wam ten protest?
- To też nie jest zerojedynkowe. Będzie można to ocenić dopiero po jakimś czasie. Na pewno pozytywne jest to, że media zostały w Sejmie. Mimo że często się z dziennikarzami nie zgadzam, to jedno jest pewne - oni muszą tam być. To jedno. Nie można też wyrzucać posła tylko dlatego, że chce zadawać pytania.
- Wasz rzecznik, pan Rabiej, zrezygnował ze stanowiska po tym, jak powiedział, że w zasadzie nie było niemieckich, ale nazistowskie obozy koncentracyjne. I co pan na to?
- Machinę wojenną uruchomili Niemcy, obozy koncentracyjne założyli Niemcy. Oczywiście Niemcy to dziś inny kraj niż w czasach II wojny światowej, ale historii nie wolno relatywizować i my tego robić nie będziemy. Jeśli chodzi o pana Rabieja, to podał się do dymisji już w połowie grudnia ubiegłego roku, ale ze względu na trudny czas został poproszony o kontynuowanie swojej misji.
- Czyli dymisja nie ma nic wspólnego z jego wypowiedzią?
- Ta wypowiedź była swoistym przypieczętowaniem tego, o czym rozmawialiśmy już w połowie grudnia. Pan Rabiej jest profesjonalistą, ale popełnił błąd, który nie powinien się zdarzyć.
- A pani Scheuring-Wielgus popełniła błąd, biorąc udział w swego rodzaju rozpędzaniu spotkania, na którym mówiło się o żołnierzach wyklętych? I co pan o tych żołnierzach myśli?
- To są jednak bohaterowie.
- O! Bo ja się zacząłem zastanawiać, czy jako Nowoczesna nie pójdziecie w stronę, że żołnierze wyklęci byli bandytami i nie należy im się szacunek. Słyszę, że pan mówi o nich jako o bohaterach i nie idzie pan tą drogą.
- Nigdy nie szedłem tą drogą. Proszę pamiętać, jaki to był czas. Były nadzieje na wolną Polskę, a okazało się, że spadliśmy z deszczu pod rynnę. "Łupaszka", "Lelek", "Uskok" to ludzie, którzy walczyli o naszą wolność i nie wyobrażam sobie, że ktoś odmawia im bohaterstwa.
- A to nie jest w opozycji do tego, co zrobiła pani Scheuring-Wielgus?
- To nie tak.
- Ale ludzie patrzą na nią i myślą sobie, że ona niszczy naszą pamięć.
- To nie ma nic wspólnego ze stanem faktycznym. Myślę, że cała Nowoczesna jest jednomyślna i uważam, że ten okres w historii Polski jest niezwykle tragiczny, a ci ludzie to bohaterowie. Oczywiście były sytuacje, także z udziałem żołnierzy wyklętych, do których nie powinno dojść. Po drugiej stronie było wielu bandytów.
- Nie wszyscy wiedzą, że ma pan duże doświadczenie, jeśli chodzi o sądy. Pracował pan w tygodniku "Wprost" i zajmował się pan między innymi pozwem pana Cimoszewicza przeciwko gazecie. Jak się to skończyło?
- Dobrze dla gazety. To była dziwna sprawa.
- "Wprost" miało zapłacić 5 mln dolarów odszkodowania.
- Tak uznał amerykański sąd, ale polski nie miał wątpliwości, że za to, co napisało "Wprost", nie można karać w taki sposób, jak myślą o tym Amerykanie. To pokazuje, że w USA godność osobista jest mocniej chroniona niż w Polsce.
- Pan z takim doświadczeniem przygląda się temu, że Ryszard Petru zapowiada pozew przeciwko "Super Expressowi". I co pan na to?
- To decyzja Ryszarda Petru...
- Bo ten tekst został starannie zredagowany.
- Oczywiście jest tam sporo faktów. Faktem jest bowiem, że lataliśmy samolotami. Byliśmy w Szczecinie. Było nas chyba siedmioro posłów. W drugim miejscu, o którym pisaliście, było nas trzydzieścioro. Fakty to jedno, ale kontekst sugeruje, że były to prywatne wycieczki.
- Tego nie napisaliśmy.
- Mówię o sugestii. Tak oczywiście nie było.
- Co pan sugeruje Ryszardowi Petru? Żeby brnął w ten proces?
- To jego autonomiczna decyzja przewodniczącego.
- Wypominają wam, że jesteście za wolnymi mediami, a jednocześnie jako urzędnik samorządowy uwikłał się pan w spór z dziennikarzem i w wyniku tego sporu dziennikarz siedział jeden dzień. Jak to się ma do pana deklaracji o obronie wolności słowa?
- Wolność słowa to także odpowiedzialność za słowo. Nie wolno bezkarnie bezpodstawnie obrażać człowieka. Zanim zdecydowałem się na ten prywatny akt oskarżenia, wysłałem trzy sprostowania i nie zostały opublikowane. Zamiast tego były kolejny insynuacje. Wysłałem też prośbę o przeprosiny. Zanim poszedłem więc do sądu, minęło kilka miesięcy.
- Prezydent potem tego dziennikarza ułaskawił.
- Warto dodać, że wysłałem pismo do prezydenta Lecha Kaczyńskiego, prosząc o akt łaski. Tu nie chodziło o to, żeby dziennikarz poszedł siedzieć. Chodziło o to, żeby przeprosił i nie pisał nieprawdy. Dziennikarz był jednak strasznie uparty.
Zobacz także: Wypadek Macierewicza- SZOKUJĄCE zeznania świadków dla SE.pl!