Politycy od lat przekonują, że wykonują ciężką, odpowiedzialną pracę, że podejmują arcyważne dla nas wszystkich decyzje, za które ponoszą ogromną odpowiedzialność, że właśnie dlatego zasługują na wyższe zarobki. I w sumie to trudno się z nimi nie zgodzić. Bycie politykiem to nie bułka z masłem. Ubrać się nie ma w co. Na każdym rogu czyha jakiś kusiciel, który oferuje 2 tys., by kupić parlamentarzystę. Tak, tak, pani Barbaro Nowacka, usłyszałem pani krzyk rozpaczy, kiedy tłumaczyła pani, czemu zagłosowała za solidnymi podwyżkami dla polityków w czasie, gdy Polacy mogą liczyć tylko na zwolnienie z pracy lub znaczące obniżenie zarobków. Usłyszałem i współczuję. Tylko asceta i abnegat lub sprzedajny drań by nie współczuł.
To nawet lepsze tłumaczenie niż mówienie o ciężarze ojczyzny, którą trzeba nieść na swoich wątłych politycznych barkach. Bo to, jak się zachowała zwłaszcza opozycja w tej sprawie, dowodzi tylko jednego: na żadne podwyżki z powodów swojej ciężkiej pracy nie zasłużyli. Skoro jej politycy nie są w stanie przewidzieć zawczasu, jak zareaguje opinia publiczna na przyznawanie sobie ogromnych zarobków w czasach kryzysu, można mieć wątpliwości, czy w ogóle nadaje się do podejmowania trudnych decyzji, które wymagają przewidywania ich skutków zarówno w krótkiej, jak i w dłuższej perspektywie. A jeśli już na lepszą gatunkowo klasę polityczną nie możemy liczyć, to za taką amatorszczyznę, zaślepienie i głupotę na żadne podwyżki sobie nie zasłużyła.