Łukasz Warzecha

i

Autor: Super Express

Podatek cyfrowy był, ale się zmył - Łukasz Warzecha o ostatniej decyzji fiskalnej...

2019-09-06 5:27

To, co w ostatnich dniach dzieje się wokół podatku cyfrowego – czyli daniny, jaką polskie państwo planowało nałożyć na wielkie koncerny działające w dziedzinie nowoczesnych mediów (m.in. Google, Facebook, Netflix, tak się składa, że wszystkie są amerykańskie) – jest doprawdy zadziwiające.

Pierwsza sprawa to wpływy ze wspomnianego podatku. Chwaląc się projektem zrównoważonego budżetu, Mateusz Morawiecki przemawiał na tle infografiki, na której bardzo wyraźnie pieniądze z podatku cyfrowego zostały uwzględnione, i to w wysokości aż miliarda złotych. Tymczasem z innych rządowych źródeł padała suma raptem 300 milionów. Czyżby miało to oznaczać, że dla zrobienia lepszego wrażenia pan premier nieco podrasował spodziewane wpływy? A co, jeśli podobnie podrasował inne pozycje w przyszłorocznym budżecie?

Ale zaraz – w projekcie budżetu ostatecznie podatku cyfrowego nie ma! Choć wciąż jest w wieloletnim planie finansowym. A jednocześnie rozpromieniony wiceprezydent Michael Pence wylewnie dziękuję polskiemu rządowi, że się z tego pomysłu wycofał. Zarazem wicepremierzy Gowin i Sasin, wypowiadając się w mediach, oznajmiają, że oni o niczym nie wiedzą, a podatek, wedle ich wiedzy, miałby jednak wejść.

Wszystko to wygląda co najmniej dziwacznie, by nie rzec – jak scena z „Gangu Olsena”. Patrząc z zewnątrz, trzeba by założyć, że rezygnacja z podatku cyfrowego była po prostu żądaniem naszego wielkiego amerykańskiego protektora, z którym szef rządu nawet nie próbował się spierać. Ale bardzo możliwe, że o czymś nie wiemy. Taka transakcja mogłaby być bowiem zrozumiała, gdybyśmy w zamian coś uzyskiwali. Co? Nie wiadomo. Relacje Polski i USA zostały sprowadzone do tak klienckiego statusu po naszej stronie, że zyskiem za odpuszczenie sobie opodatkowania amerykańskich gigantów cyfrowych może być cokolwiek – na przykład dojście do skutku odwołanej czasowo wizyty Donalda Trumpa. A może w ogóle zysku nie ma. To też nie byłoby zaskakujące.

Byłoby zatem dobrze, gdyby pan premier był łaskaw wyjaśnić opinii publicznej, co się właściwie dzieje. Tak, abyśmy nie podejrzewali, że Waszyngton może od nas zażądać wszystkiego, a my potulnie się podporządkujemy.