Gielerak 23.04

i

Autor: GRAFIKA SE Katarzyna Matyjaszewska

Po majówce zrzucimy maseczki? Prof. Gielerak: "to bardzo dobry czas"

2021-04-24 7:00

Eksperci ostrożnie, ale zgodnie, deklarują, że szczyt trzeciej fali koronawirusa jest już za nami. Nadal niepokoi bardzo wysoka liczba zgonów, ale nadzieję dają coraz lepsze statystyki dotyczące zakażeń. - Przesunięcie między liczbą zakażeń a liczbą zgonów jest na poziomie od 4 do maksymalnie 6 tygodni. Jeśli więc cofniemy się na osi czasu do momentu szczytu epidemii, to można powiedzieć, że już ten szczyt zgonów na szczęście powoli za nami i będzie ich zdecydowanie coraz mniej - mówi w programie "Super Raport" dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, gen. Grzegorz Gielerak. Według niego już niedługo będziemy mogli sobie pozwolić na... zrzucenie maseczek. I to nie wszystko!

Widać wyraźną poprawę jeśli chodzi o liczbę zakażeń koronawirusem. W porównaniu z ubiegłymi tygodniami jest ona zdecydowanie niższa i pozwala na stawianie optymistycznych tez. Według ekspertów teraz wszystko zależy od tego jak będzie przebiegała akcja szczepień, w jak szybkim tempie uda nam się osiągnąć wyszczepienie populacyjne i co za tym idzie – odporność populacyjną. Drugi element, to na ile będziemy się w dalszym ciągu racjonalnie zachowywać. Według dyrektora Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie możemy już myśleć o większym luzowaniu obostrzeń, pamiętając jednak, że w dalszym ciągu musimy zachować ostrożność. Kiedy wrócimy do normalności? Jakie są prognozy? Skąd tak wysoka i utrzymująca się liczba zgonów? Na ten temat Kamila Biedrzycka rozmawiała z prof. Gielerakiem.

Kamila Biedrzycka: Według raportu Światowej Organizacji Zdrowia Polska jest na pierwszym miejscu w Europie jeśli chodzi o liczbę zgonów spowodowanych COVID-19. Co jest przyczyną tak fatalnej sytuacji?

gen. Grzegorz Gielerak: Temat jest bardzo złożony i z jednej strony dotyczy zachowań samych pacjentów. Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę, że na późnym etapie choroby zgłaszają się do szpitala, po pomoc medyczną. W przypadku tej choroby ma to o tyle istotne znaczenie, że tzw. okno terapeutyczne, w którym jesteśmy w stanie skutecznie interweniować, podając chociażby leki wirusowe, jest relatywnie wąskie. Ono sięga od 7. do 9. doby od chwili wystąpienia objawów. A z mojej praktyki wynika, że pacjenci często zgłaszają się w 12. czy nawet 14. dobie. Drugi czynnik było już widać wiosną zeszłego roku, przy pierwszej fali epidemii, czyli niedoskonałości i niedostatki systemu ochrony zdrowia. Chodzi m.in. o ograniczoną dostępność do podstawowej opieki zdrowotnej. Brak możliwości kontaktu z lekarzem i zasięgnięcia jego opinii powoduje opóźnienia, o których wspomniałem wcześniej. To są dwa główne czynniki, które po dokonaniu korekty, mogą istotnie wpłynąć na zmniejszenie śmiertelności.

gen. Grzegorz Gielerak: Po majówce można zrzucić maseczki [Super Raport]

- Jesteśmy jakimś szczególnym społeczeństwem pod tym względem? Takich problemów nie ma w innych krajach?

- To nie podlega dyskusji. My to obserwujemy w szpitalu, ewidentnie. Czasem nawet z pretensjami zwracamy się do chorych czy ich rodzin dlaczego zgłaszają się tak późno. Oczywiście inną kwestią jest uzasadnienie pacjentów i tu jeszcze raz podkreślam, że system ochrony zdrowia nie jest bez winy. Zaklinanie rzeczywistości, że POZ uratował Polaków przed epidemią jest daleko nie na miejscu. Powinniśmy zastanowić się jak zmienić funkcjonowanie systemu, żeby w przyszłości uniknąć tego typu nieprzyjemnych zdarzeń.

- Doprecyzujmy – system nie jest bez winy, czy politycy, od których zależy stan opieki zdrowotnej?

- Pracownicy ochrony zdrowia są normalnymi ludźmi i zachowują się tak, jak im się w pewnych sytuacjach pozwala. Mam tu na myśli, chociażby, funkcjonowanie niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej. Jeśli systemowo nie zadbamy o to, żeby w umowach z płatnikiem, czyli Narodowym Funduszem Zdrowia znalazły się odpowiednie zapisy, które będą gwarantowały – bez względu na okoliczności typu epidemia – dostępność pacjentów do danej placówki, to nie liczmy na to, że właściciel placówki będzie zachowywał się tak, jak oczekuje tego państwo. Ludzie zachowują się różnie – jedni są bardzo etyczni i altruistyczni, a inni zdecydowanie mniej. I zgadzam się, że to rolą państwa jest administracyjne uregulowanie takich rzeczy.

- Jakie są perspektywy rozwoju obecnej sytuacji?

- Przesunięcie między liczbą zakażeń a liczbą zgonów jest na poziomie od 4 do maksymalnie 6 tygodni. Jeśli więc cofniemy się na osi czasu do momentu szczytu epidemii, to można powiedzieć, że już ten szczyt zgonów na szczęście powoli za nami i będzie ich zdecydowanie coraz mniej. Adekwatnie do liczby zakażonych, bo to przecież jest pochodna. A co dalej? Wszystko zależy od tego jak będzie przebiegała akcja szczepień, w jak szybkim tempie uda nam się osiągnąć wyszczepienie populacyjne i co za tym idzie – odporność populacyjną. Drugi element, to na ile – mimo wszystko – będziemy się w dalszym ciągu racjonalnie zachowywać. Pamiętajmy, że żadna szczepionka nie daje 100 proc. gwarancji tego, że się nie zachoruje. Dopóki więc sytuacja epidemiczna się w pełni nie ustabilizuje, dopóty powinniśmy stosować zasadę „DDM”, oczywiście z daleko posuniętym racjonalizmem zachowania. Mam tu na myśli, np., stosowanie maseczek w otwartej przestrzeni, od którego, w krótkim czasie możemy odstąpić.

- Kiedy? Bo wielu z utęsknieniem na to czeka.

- Myślę, że po weekendzie majowym to jest bardzo dobry czas kiedy będzie można zrzucić maski w zewnętrznej przestrzeni.

- A jesteśmy już gotowi na krok ku otwarciu gospodarki? Np. ogródków restauracyjnych?

- Jesteśmy i pora roku będzie nam tu zdecydowanie sprzyjać. Pojawiają się głosy, żebyśmy już zaczęli honorować paszporty immunologiczne, czyli żeby osoby zaszczepione podwójną dawką mogły korzystać np. z restauracji. Według mnie to jeszcze nie jest ten etap. Moment na to będzie po zakończeniu akcji szczepień, albo kiedy zaszczepią się wszyscy chętni.

- Jak kontrolować i analizować sytuację epidemiczną?

- Równolegle, na podstawie wybranej, reprezentatywnej populacji Polaków, powinniśmy prowadzić stałe testowanie. Np. 300 testów na milion mieszkańców. To pozwoli nam identyfikować potencjalne zagrożenia epidemiczne. Trzeba to robić bez względu na spadającą liczbę zakażeń. Nie możemy dać się uśpić.

Nasi Partnerzy polecają