Płk Andrzej Pawlikowski: Szef BOR zna się na zakupie aut...

2011-10-27 22:32

"Super Express": - Prokuratura badająca sprawę katastrofy smoleńskiej zajmuje się niedopełnieniem obowiązków przez funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Nie ma też wątpliwości, że prezydent Lech Kaczyński wraz z żoną mają w tej sprawie status pokrzywdzonych przez BOR. Choć wcześniej rządowa komisja Millera oczyściła BOR z zarzutów. Płk Andrzej Pawlikowski: - Zdecydowanie nie zgadzam się z konkluzjami raportu komisji ministra Millera, który negował odpowiedzialność BOR bądź zaniedbania ze strony Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jako były funkcjonariusz i szef BOR muszę niestety przyznać, że prokuratura ma rację. BOR popełniło gros błędów i nie wypełniło celów, dla których w ogóle zostało powołane.

- Na czym konkretnie polegały błędy BOR?

- Strona rosyjska nie miała ochoty spotykać się ze stroną polską. BOR miało trudności, by spotkać się ze swoimi odpowiednikami ze służb rosyjskich. Doszło nawet do zakazu wwożenia i posiadania broni przez funkcjonariuszy BOR na miejscu wizyty. To kuriozalna sytuacja, gdyż poza kilkoma wyjątkami, jak Wielka Brytania czy Japonia, nie powinno być takich ograniczeń. Do tego Rosjanie nie dopuścili funkcjonariuszy BOR na miejsce czasowego pobytu prezydenta.

- Mówimy o lotnisku w Smoleńsku?

- Tak, funkcjonariusze BOR nie mogli sprawdzić bezpieczeństwa na tym lotnisku! Nie mogli też sprawdzić koordynacji służb ratowniczych, straży pożarnej i innych. Funkcjonariusz z biura technika BOR nie sprawdził też poprawności działania urządzeń na lotnisku i na wieży. BOR nie miał więc pewności, że samolot z prezydentem może bezpiecznie lądować. Nie sprawdzono terenu wzdłuż pasa i wokół lotniska. Kierownictwo BOR nie zrobiło nic, żeby funkcjonariusze mieli tę możliwość.

- Co mieliby zrobić?

- Proszę pana, takie służby są od tego, żeby, jak nie da się wejść drzwiami, wchodzić oknem! Za czasów moich bądź moich poprzedników robiliśmy wszystko, żeby to zapewniać. Za wszelką cenę. Niestety, po 2007 roku wielu doświadczonych funkcjonariuszy BOR zmuszono do odejścia. Przyszło nowe kierownictwo i doszło do tragedii. Szef BOR gen. Janicki nie ma zresztą pojęcia o kwestiach bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie.

- Jak to "szef BOR nie ma pojęcia o bezpieczeństwie"?

- Przecież gen. Janicki zajmował się tylko i wyłącznie logistyką! Zakupem samochodów i sprzętu. To może panu doradzić. Niby skąd miał mieć doświadczenie w tej sprawie? Jego błędy mnie nie zaskakują. Dziwi tylko, że jego ówczesny zastępca, płk Bielawny, choć się na tym zna, nie przeciwstawił mu się. I doszło do tragedii.

- Po tragedii smoleńskiej gen. Janicki został odznaczony przez ministra Sikorskiego orderem za zasługi we wzmacnianiu wizerunku i pozycji Polski na świecie. Później otrzymał też awans generalski.

- To jest zupełnie niebywałe. Te odznaczenia i awanse przed zakończeniem dochodzenia prokuratury w tej sprawie. Nawet przed końcem prac komisji Millera. Do tego czasu szef BOR powinien być zawieszony w pełnieniu obowiązków. Choćby dlatego, że wielu funkcjonariuszy musiałoby zeznawać w sprawie swojego szefa. To podległość służbowa świadków. W każdym cywilizowanym demokratycznym kraju szefowie służb podają się w takiej sytuacji do dymisji bądź dyspozycji zwierzchników. Do tego trzeba jednak mieć honor oficerski, a nie kurczowo trzymać się stołka. Kiedy w Paryżu doszło do obrzucenia jajkami prezydenta Kwaśniewskiego, to ówczesny szef BOR gen. Gawor został odwołany ze stanowiska! Choć przecież to rzut jajkiem, przed którym parę prezydencką ochroniono. A tu mamy śmierć prezydenckiej pary i 94 innych osób!

Płk Andrzej Pawlikowski

Szef Biura Ochrony Rządu w latach 2006-2007