"Super Express": - Prokuratura przesłała do ministra spraw wewnętrznych list. Wytyka w nim wiele skandalicznych spraw, wskazując winnego - szefa BOR gen. Mariana Janickiego, sugerując odwołanie go. Wymienione w liście rzeczy kwalifikują się do aktu oskarżenia, ale prokuratura wysyła go dlatego, że... nie kwalifikuje się to do oskarżenia. O co chodzi?
Płk Andrzej Pawlikowski: - To pismo prokuratury zawiera moim zdaniem poważne zarzuty, które powinny znaleźć finał w akcie oskarżenia. Dlaczego tak się nie dzieje? Przypuszczam, że prokuratura daje władzy sygnał, by doszło do dymisji gen. Janickiego ze stanowiska. W przeciwnym razie prokuratura nie może swobodnie prowadzić śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Świadkami zeznającymi przeciwko gen. Janickiemu musieliby bowiem być jego podwładni. Trudno zatem mówić o swobodzie wypowiedzi, kiedy mogą za to grozić konsekwencje służbowe. Mam z nimi kontakt i wiem, że jest to problem. Uciekają w niepamięć albo zasłaniają się odmową zeznań. Po dymisji ten problem przestanie istnieć.
- Spodziewa się pan zatem, że po dymisji i swobodnym dokończeniu śledztwa pojawi się akt oskarżenia wobec gen. Janickiego?
- Gen. Janicki powinien otrzymać zarzuty równolegle z gen. Bielawnym. Pismo prokuratury wskazuje, że już dziś można to zrobić. Oczywiście reakcja powinna być wcześniej. Po katastrofie smoleńskiej pan Janicki jak i jego zastępcy nie tylko nie powinni być awansowani, ale powinni odejść bądź oddać się do dyspozycji kadrowej. Właśnie ze względu na swobodę śledztwa.
- Nie wydaje się jednak dziwne, że prokuratura cywilna po takiej katastrofie wskazuje jako winnych wiceszefa i być może szefa BOR i nikogo innego?
- Obserwowałem konferencję prokuratury w sprawie niepostawienia zarzutów urzędnikom państwowym. I było to dziwne, gdyż wskazano cały ocean błędów i uchybień. Niestety każdy z nas doskonale sobie zdaje sprawę, że na prokuraturę wywierana jest presja polityczna. Kiedy prokuratura prowadzi śledztwo wobec podwładnych ministra Cichockiego, jak choćby szefowie BOR, on wypowiada się w sposób dezawuujący niedokończoną pracę prokuratury! Mówi, że zarzuty są słabe, że Bielawny jest niewinny. Tak się nie robi, minister Cichocki niestety przekroczył tu swoje kompetencje.
- Kiedy czyta pan listę zarzutów, że gen. Janicki nie znał swoich obowiązków, zrzucał wszystko na podwładnych, sam przejął odpowiedzialność za "osobiste nadzorowanie" czynności związanych z ochroną prezydenta i premiera, ale nie zapoznał się z niemal żadnym meldunkiem zastępców na temat katastrofy smoleńskiej...
- Co tu można sądzić... On nawet pytany o to, dlaczego się nie zapoznał, odparł w prokuraturze: "Nie wiem, dlaczego nie podjąłem działań". Nigdy nie spotkałem się z czymś podobnym! Pamięta pan, że rozmawialiśmy kilka miesięcy temu na temat kompetencji pana gen. Janickiego.
- Tak. Określił pan go jako człowieka, który zajmował się do tej pory załatwianiem samochodów, a nie bezpieczeństwem państwa.
- I teraz dokumenty prokuratury to potwierdzają. Ja nawet rozumiem, że każdy ma prawo awansować i objąć stanowisko kierownicze. Nawet jeżeli nie zna procedur i specyfiki funkcjonowania tej firmy. Daje mu się powiedzmy 3 miesiące na zapoznanie się z pewnymi normami i zakresem obowiązków. Z listu prokuratury wynika jednak, że Janicki niczego nie zamierzał, a po awansie wszystko scedował na podwładnych. Sam poczuł się jak królowa angielska, piastując stanowisko bez żadnej odpowiedzialności, ale z profitami. A w nagrodę jeszcze go awansowano!
- Ten list prokuratury w sposób miażdżący opisuje działanie BOR pod ręką gen. Janickiego. Jest tak źle?
- Jest tragicznie. W dodatku osoby piastujące funkcje ministerialne bronią tej sytuacji z trudnych do uzasadnienia powodów. Źle, gdyż mówimy tu o kwestiach związanych z bezpieczeństwem i tu nie można kierować się tylko osobistą sympatią bądź psychologicznym problemem z przyznaniem się do własnych błędów i złych nominacji.
Płk Andrzej Pawlikowski
Były szef Biura Ochrony Rządu