Komorowski zaatakowany jajkiem na Ukrainie

i

Autor: archiwum se.pl

Płk Andrzej Pawlikowski: Ewidentna wina ochrony

2013-07-16 4:00

Zachowanie funkcjonariuszy BOR komentują byli szefowie służb.

"Super Express": - Prezydent Bronisław Komorowski oberwał jajkiem podczas wizyty na Ukrainie. Padają pytania o odpowiedzialność Biura Ochrony Rządu, bo gdyby to nie było jajko...

Płk Andrzej Pawlikowski: - Sprawa jest poważniejsza, niż się wydaje i nie powinniśmy jej bagatelizować. Teraz ten dwudziestoparolatek miał jajko, ale równie dobrze mógł mieć nóż albo inną broń. I w takiej sytuacji mógł doprowadzić do utraty zdrowia lub życia prezydenta.

- Kto zawinił?

- Znamy te wydarzenia na podstawie dostępnego nagrania, ale można stwierdzić, że duży błąd popełniły zarówno polskie, jak i ukraińskie służby. Zadania ochronne realizowali jedni i drudzy. Gros odpowiedzialności zabezpieczenia tej wizyty leżało zgodnie z prawem po stronie ukraińskiej. Zgodnie z prawem BOR ma jednak zapewnić bezpieczeństwo prezydentowi także za granicą.

- Skupmy się na polskich.

- Niestety, jest tu ewidentna wina i jest to któryś już z kolei incydent, który nie świadczy dobrze o BOR. To ma być elitarna instytucja, która dba o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie.

- Które incydenty ma pan na myśli?

- Oczywiście najtragiczniejszym była katastrofa pod Smoleńskiem 10 kwietnia. Prokuratura prowadząca śledztwo wykazała wiele zaniechań i zaniedbań ze strony BOR zarówno przed wizytami premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego, w trakcie wizyt, jak i już po tragicznym locie prezydenta. Brak funkcjonariuszy na płycie, przygotowania, późniejsze reakcje... Były jednak także późniejsze, jak podejście osoby postronnej do pana prezydenta czy spotkanie w Kancelarii Premiera 1 czerwca.

- Spotkanie z okazji Dnia Dziecka.

- Nawet w Dniu Dziecka premier i podlegli mu urzędnicy nie mogą wydawać polecenia oficerom BOR, by nie sprawdzać gości wchodzących do Kancelarii. A oficerowie nie powinni takiego polecenia wysłuchać! To tak, jakby sami z okazji tego dnia zachowali się jak dzieci. Przecież tu chodzi o bezpieczeństwo zarówno polityków, jak i tych dzieci. Wyobraźmy sobie, że ktoś niezadowolony z czegoś chciałby w głośny sposób zaistnieć i wybrać na to właśnie ten moment.

- Czy za te wydarzenia na Ukrainie ktoś w BOR powinien ponieść konsekwencje?

- Nie spodziewam się, żeby wyciągnięto jakieś konsekwencje, skoro nie wyciągnięto ich po katastrofie 10 kwietnia. Przecież wówczas nawet nagrodzono i awansowano kierownictwo BOR! Choć mam nadzieję, że przy takim zainteresowaniu mediów kierownictwo MSW wyciągnie jakieś wnioski i usprawni system zabezpieczenia najważniejszych osób w państwie. Choć nieraz już takie wnioski miały być wyciągnięte...

- Jakie zatem powinny być konsekwencje dla BOR?

- Szef Biura Ochrony Rządu nie powinien stracić stanowiska, ale ze strony ministra spraw wewnętrznych powinno być tu upomnienie lub ostrzeżenie. Konsekwencje służbowe powinny być jednak wyciągnięte wobec tych funkcjonariuszy, którzy realizowali ochronę bezpośrednią prezydenta tego dnia. Do tego wobec szefa ochrony i szefa komórki BOR odpowiadających za działania ochronne w stosunku prezydenta, premiera i najważniejszych ministrów.

- Kiedyś doszło już do odwołania szefa BOR za rzut jajkiem w prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Podczas wizyty we Francji w 1997 roku.

- Co do sytuacji to są one bardzo podobne. Co do decyzji o dymisji generała Gawora, ówczesnego szefa BOR, sytuacja była jednak odmienna. Wtedy ówczesnym politykom sprawującym władzę nie po drodze było z szefem BOR. I był to jedyny pretekst, jaki znaleziono, żeby móc go odwołać. Co prawda szef BOR był na miejscu we Francji, ale powinny być wyciągnięte innego rodzaju konsekwencje. Chodziło jednak tak naprawdę o inne nieporozumienia.

Płk Andrzej Pawlikowski

Były szef Biura Ochrony Rządu