Najjaskrawiej widać to, niestety, w ochronie najważniejszych osób w państwie. Kolejne groźne wypadki drogowe z udziałem prezydenta, premiera czy ministra obrony narodowej można, oczywiście, zrzucić na karb pecha, ale kiedy zdarzają się tak często, trudno mówić o zwykłym przypadku. Zajmujące się ochroną władz Biuro Ochrony Rządu to przykład głębokiej orki kadrowej. Dla PiS BOR to instytucja podejrzana, która ma odpowiadać m.in. za katastrofę smoleńską. Stąd szybko wpuszczono tam świeżą, zaufaną, lecz niezbyt doświadczoną krew, czego symbolem jest to, że p.o. obowiązki szefa BOR został były kierowca Jadwigi Kaczyńskiej. A co! Na efekty nie trzeba było długo czekać - sparciała opona, która nigdy nie powinna była trafić do prezydenckiej limuzyny, omal nie doprowadziła do tragedii. Potem przyszła kraksa z ministrem Macierewiczem, a w piątek - z premier Szydło.
W BOR tę zapaść widać, bo i widowiskowo się ona objawia: blacha gnie się jak szalona. Kadrowa czystka PiS dotyka dziś jednak niemal każdą instytucję państwową, i to nie tylko tradycyjnie na kierowniczych funkcjach. PiS przebudowuje państwo niemal na surowym korzeniu. BMW (bierni, mierni, ale wierni) mknie przez nie jak błyskawica, choć efekty nie rzucają się tak bardzo w oczy jak w przypadku BOR i nie mają na razie takich konsekwencji.