Presja na wzrost płac jest niezwykle potrzeba, bo Polacy nadal zarabiają słabo, choć w przeciągu ostatniej dekady minimalne wynagrodzenie wzrosło o 1500 zł brutto. Pensje jednak bardzo długo rosły w Polsce wolniej niż produktywność polskich pracowników. Jednym słowem nasza praca rozgrzewała gospodarkę do czerwoności, ale my niewiele z tego mieliśmy. Nawet wzrosty wynagrodzeń nie były specjalnie odczuwalne, bo panowało (słuszne zresztą) poczucie, że życie kosztuje więcej i znów pensje za tym nie nadążają. Wynagrodzenie minimalnie w 2021 r. na poziomie 2050 zł na rękę też nie powala, bo niewiele ponad 100 zł wyższe niż w mijającym roku.
Oczywiście, za okoliczność łagodzącą można uznać to, że polska gospodarka od marca znajduje się w związku z koronawirusem w stanie wielkiej niepewności i zbyt znacząca podwyżka minimalnego wynagrodzenia mogłaby się okazać, zwłaszcza dla mniejszych przedsiębiorców, zbyt dużym obciążeniem. I nadal mimo całkiem skromnej podwyżki Polska plasuje się w dość elitarnej grupie państw, gdzie pensja minimalna stanowi ponad połowę średniego wynagrodzenia. To już coś.
W kolejnych latach potrzeba będzie jednak odważniejszych decyzji rządu w sprawie podwyżek minimalnego wynagrodzenia. Otrzymuje je dziś ok. 1,7 mln Polaków. To ogromna grupa, która praktycznie wszystko, co zarabia, wydaje na bieżące potrzeby. To ona, w przeciwieństwie do osób bardziej majętnych, które odkładają pieniądze, puszcza żywą gotówkę w gospodarczy obieg. Ich pieniądze pracują i budują konsumpcję, a z kolei ta pozwala się rozwijać przedsiębiorstwom. Dlatego im więcej ci ludzie zarabiają, tym lepiej dla nas wszystkich. Dlatego trzeba dbać o to, by ich pensje szybko rosły.