Rozumiem diagnozę polityków PO (i nie tylko) – i nawet się z nią zgadzam – że dziś IPN czy TVP stały się tubami propagandowymi Nowogrodzkiej i jej patologicznej wizji państwa, a CBA kompletnie dysfunkcyjną służbą. Trudno mi się jednak zgodzić z pomysłami, że jedynym pomysłem na naprawę tych instytucji jest ich zaoranie. Równie dobrze można by przekonywać, że zburzyć i zalesić trzeba całą Polskę, bo w końcu tyle lat nią PiS rządził, że nie ma już co ratować.
I CBA, i IPN, i TVP Info są ważnymi instytucjami państwa, które co prawda pod rządami PiS są – że użyję tu słów Brunona Schulza – „papierową imitacją, fotomontażem złożonym z wycinków zleżałych, zeszłorocznych gazet”, ale warte są tego, by je ratować i reformować, by nadać im kształt, którego wymaga od nich sprawne i sprawcze państwo.
To, co proponuje Platforma, ale częściowo też Lewica (w jej przypadku likwidacja IPN), to działanie antypaństwowe, niszczące nie tylko te konkretne instytucje, ale i wiarę w to, że państwo nie musi być partyjnym łupem, na którym uwłaszcza się jej nomenklatura czy służy najbardziej patologicznym politykom do osiągania swoich celów.
Oczywiście, rządy PiS to antyreklama państwa, które pod wodzą Nowogrodzkiej staje się niewydolnym organizmem, zdolnym jedynie do wykarmienia swoich działaczy i lizusów, którzy zwęszyli szansę, by na swojej politycznej prostytucji zarobić. Od opozycji oczekuję jednak, że nie będzie szła śladem PiS, by dokończyć dzieła zniszczenia państwa, ale stworzenia organizmu, który będzie służył obywatelom, a nie ze służby wobec nich dezerterował. Parafrazując klasyka: nie palcie komitetów, reformujcie je. Nazwijcie mnie, państwo, naiwniakiem, ale głęboko wierzę, że państwo wcale nie musi albo być pisowskie, albo musi go nie być wcale.