Piotr Zaremba: PiS ma prawo domagać się własnych reguł kampanii

2011-08-31 15:30

Dlaczego PiS wyklucza się dobrowolnie z debat wyborczych - ocenia publicysta Piotr Zaremba ("Rzeczpospolita").

"Super Express": - Z kręgów zaplecza intelektualnego PiS słychać opinie, że debaty tylko sieją zamęt w głowach wyborców, że to element marketingu politycznego. Mają rację?

Piotr Zaremba: - Poniekąd tak. Wystarczy sobie przypomnieć debatę między Tuskiem a Kaczyńskim z 2007 roku, w której tak dużą rolę odgrywał przypadek i sposób reżyserowania. Wygrywał niekoniecznie kandydat z lepszymi argumentami, ale ten, który był lepiej przygotowany do występów w telewizji. Kaczyński pamiętając wciąż tamto starcie, ma przeświadczenie o niezawinionej porażce. Ale trudno. Takie są reguły współczesnej demokracji i lepiej się do nich dostosować. Inaczej należałoby odrzucić na przykład spoty, które przecież działają głównie na emocje.

- A jednak PiS odmówił wzięcia udziału w serii debat programowych z politykami innych partii. Dlaczego?

- Bo ta formuła debaty uzgodniona przez sztaby partyjne jest dla PiS niefortunna. Sprawia, że partia ta ginie trochę wśród pozostałych, słabszych od niej. Ginie też zamysł przedstawienia obecnej kampanii jako rozgrywki między rządzącymi a główną partią opozycyjną. Nieprzypadkowo politycy PiS ciągle powtarzają, że chcą dyskutować tylko z rządem i przedstawiają się jako jedyne ugrupowanie na kontrze do całej reszty. W tym sensie rozumiem ich odrzucenie takiej debaty. Choć ten sprzeciw jest ryzykowny, może się okazać nieczytelny dla części publiczności. Ta formuła nie jest skądinąd korzystna także dla Platformy. Będzie musiała jak równy z równym ścierać się z partiami o jednoprocentowym poparciu. PO musi jednak robić dobrą minę do złej gry, bo najważniejsze jest dla niej wykazanie, że to PiS nie chce debatować.

- Choć taka pluralistyczna formuła daje szansę na przełamanie "monopolu" PO-PiS.

- To prawda, z punktu widzenia idealnych standardów demokracji tak jest. Ja mówię o interesie politycznym. Nie miejmy złudzeń, że partie kierują się idealnym wyobrażeniem demokracji. Nie róbmy też im zarzutu z tego, że kalkulują politycznie. Główna partia opozycyjna ma prawo domagać się takich reguł kampanii, które są dla niej wygodne. Przedstawianie - jak to czyni Waldemar Kuczyński - stanowiska PiS jako antypaństwowej czy antydemokratycznej rebelii, traktowanie tego w kategoriach moralnych, jest absurdalne.

- Może przez nieobecność PiS w debacie Kaczyński chce stopniować napięcie aż do swojego starcia z Donaldem Tuskiem?

- Prawie na pewno do niego dojdzie. Gdyby się nie odbyło i PiS przegrałby wybory, wewnątrz partii znaleźliby się tacy, którzy Kaczyńskiemu to wypomną i on o tym doskonale wie. Teraz PiS gra na czas. Chodzi o to, by do debaty dwóch głównych liderów doszło bliżej końca kampanii i nie na zasadach ustalanych przez Platformę.

- Czy PiS jednak nie gra trochę arogancko i nieuczciwie wobec własnych wyborców, przed którymi powinien się przecież rozliczyć?

- Rzeczywiście utarło się już we współczesnej "medialnej" demokracji, że poglądy polityków powinny być weryfikowane w toku debaty. Wtedy wystawiają się oni na ataki przeciwnika i trudne pytania. Ale debata nie jest jedyną formą komunikacji z wyborcami. Są wystąpienia sejmowe, spoty, konferencje prasowe, podróże po kraju. A w Polsce oddzielnym problemem jest problem równych reguł gry, pytanie, kim byliby moderatorzy itd. Nie sądzę, by ta postawa PiS była arogancka, choć jest ryzykowna. Odmawiając udziału w debatach, ta partia wystawia przecież tę decyzję na osąd wyborców. Powtórzę zresztą: sądzę, że PiS w jakichś debatach udział weźmie.

Piotr Zaremba

Publicysta "Rzeczpospolitej"