"Super Express": - Czy po zmianie prezesury PJN stanie się poważnym partnerem koalicyjnym dla PO bądź PiS?
Piotr Zaremba: - Zmiana nastąpiła chyba zbyt późno, aby uratować PJN, choć Paweł Kowal to poważny zawodnik, więc cień szansy jest. Jego PJN sprzymierzony z Markiem Jurkiem, a bez Kluzik-Rostkowskiej, grozi osłabieniem PiS-owi. Jak dużym? To będzie zależało od kampanii, od 2 do 5 procent. Dla Kaczyńskiego zmiana w PJN jest więc niekorzystna. Nawet jeśli będzie teraz mniej atakowany. PiS powinien próbować partyjkę Kowala wchłonąć. Ale urazy psychologiczne są zbyt duże, no i za mało czasu, aby przekonać aktyw do przesunięcia się na listach, nawet dla tak silnego lidera jak Kaczyński.
- Którą z partii wzmocniłby ewentualny rozpad PJN, przyjmując, że Kluzik-Rostkowska i Poncyljusz przejdą do PO, a Kowal do PiS.
- Działacze PJN sami twierdzą na podstawie tajnych badań, że 60 proc. ich potencjalnego elektoratu to zwolennicy PO, a 40 proc. - PiS, więc można dyplomatycznie odpowiedzieć, że obie partie by zyskały. Pytanie, jak duży to elektorat i czy skłonny, by wracać.
- Co będzie miało decydujący wpływ na tworzenie koalicji?
- Pragmatyzm, arytmetyka. To już nie te czasy, gdy przeważały czynniki programowe bądź tradycje partyjne. Liczyć się będzie również sposób negocjowania oraz traktowania partnera. Jeśli wierzyć sondażom, to wydaje się, że żadnej partii nie uda się rządzić bez SLD. Zatem w najwygodniejszym położeniu jest Grzegorz Napieralski, który będzie mógł przebierać w możliwościach.
- Bardziej prawdopodobna jest koalicja SLD-PiS czy SLD-PO?
- SLD-PO. Ale będzie ona wymęczona, trudna i stresująca dla Tuska. Już widzę, jak Napieralski mnoży warunki, żeby wytargować maksymalnie silną pozycję. Może przelicytować, i wtedy PO powie: idź sobie do Kaczyńskiego. Wtedy wyobrażam sobie też "rząd techniczny", popierany przez PO i SLD, albo rząd mniejszościowy PO.
- A układ PiS-SLD?
- On też daje się pomyśleć. Ale nie będzie się opierać na współpracy liderów obu partii w jednym rządzie. Tu też mówi się o "rządzie technicznym", z prof. Michałem Kleiberem na czele. O ile jednak taka koalicja miałaby pewne zalety dla Kaczyńskiego, bo pokazałaby wyborcom, że PiS odzyskuje wpływ na funkcjonowanie państwa, to dla SLD byłaby raczej nieopłacalna.
- A w tym cały ambaras, żeby dwoje chciało naraz...
- Napieralski może się tej koalicji przestraszyć. Musiałby się zmierzyć z wielkim oporem histerycznie antypisowskich wyborców SLD. Oraz z krytyką mainstreamowych mediów, które zaraz podniosłyby krzyk, że sprzymierza się z tym strasznym Kaczorem, że zdradza pamięć Barbary Blidy, że oto dogadali się prawicowi radykałowie z postkomunistami, itd. W takim apartyjnym rządzie Napieralski nie mógłby się też osobiście promować. Natomiast Kaczyński, nawet jak nie wejdzie do rządu, i tak będzie widoczny. Myślę więc, że gesty SLD w stronę PiS mają tylko podbić stawkę w rokowaniach z PO.
- Dziś liderzy stanowczo zaprzeczają takim możliwościom...
- Muszą tak mówić, bo takie są oczekiwania części wyborców. Ponieważ PO przesuwa się na lewo, nie może dodatkowo wysyłać sygnałów, że chce rządzić z SLD, bo to by tylko wzmocniło Napieralskiego. Wypowiedzi Kalisza czy Millera są jednak autentyczne, oni istotnie mogą się bać koalicji z PiS. A Napieralski musi się z nimi coraz bardziej liczyć. Odejście Arłukowicza pokazało, że barierę między PO i SLD dość łatwo przejść. Obie partie zaczynają się gdzieś na skrzydłach zlewać.