Zanim Piotr Walentynowicz zabrał się za politykę, zarabiał na życie jako taksówkarz. Działalność zawiesił w połowie lipca 2016 r. Szybko okazało się, że znalazł pracę w spółce należącej do państwowej PGZ. Dzięki PIT-Radwar S.A, z siedzibą w stolicy, tylko przez pół roku udało mu się zarobić 86,4 tys. zł. A i tak nie był zadowolony.
Wygląda więc na to, że bycie lizusem się opłaca. Obejrzyj TOWIDEO:
– Musiałem wyjechać do pracy do Warszawy. Bo na miejscu znalazła się praca dla wszystkich, tylko nie dla mnie – powiedział niedawno Walentynowicz, czym wywołał spore poruszenie. Zapytaliśmy, czy słynny wnuczek żałuje swoich słów o działaczach PiS, którzy mogą pracować w Trójmieście i nie muszą dojeżdżać? – Chodzi o chory układ na prawicy, który stworzył Janusz Śniadek. Jego lizusy mają wszystko, ludzie z odrębnym zdaniem lądują jak ja. To nie było żadne żalenie ani skarga – podkreśla.
O komentarz poprosiliśmy Janusza Śniadka (63 l.), szefa struktur PiS na Pomorzu. – Nie znam sytuacji, nie wiem, co ma do mnie Piotr Walentynowicz. Muszę z nim porozmawiać – ucina poseł partii rządzącej. Tymczasem już od 1 czerwca gdański radny PiS przeszedł na bezpłatny urlop: – Szykuję się do innej pracy, która nie ma nic wspólnego ze Skarbem Państwa – powiedział "SE". Gdzie? Tego nie chce zdradzić. – Nie powiem gdzie, bo jeszcze nie będą chcieli ze mną współpracować – mówi wnuk Anny Walentynowicz.