„Super Express” – Cóż takiego urzekło pana w Antypartii, że gotów jest wesprzeć i ubiegać się o poselski mandat z „jej ramienia”?
Piotr Walentynowicz: – Uporządkujmy pewne rzeczy. Jak pan wie i czytelnicy „SE” również miałem styczność z polityką. Byłem radnym gdańskim. Powiem, szczerze, że wielkość kłamstwa i manipulacji, fałszu i dwulicowości, która towarzyszy środkowniku politycznemu głównych nurtów, jakiej doświadczyłem jest ogromna. Ze świecą można szukać polityków, którzy robią to, co mówią, co obiecywali, gdy się starali o poparcie w wyborach. Kilka lat temu stwierdziłem, że nie nadaję się do takiej polityki…
– Jednak nie tak dawno zmienił pan zdanie…
– Zmieniłem. Za namową przyjaciela, Jarosława Dziubka, człowieka czasów antykomunistycznej opozycji. Jakiś czas temu zadzwonił do mnie i powiedział, że powstało coś takiego, jak Antypartia i bardzo chciałby, bym do niej dołączył. Szczerze powiem: odmówiłem, bo miałem dość tej całej polityki. Przyjaciel cierpliwie drążył mnie telefonami, namawiał i namawiał, aż namówił. Przeanalizowałem program Antypartii i przekonał mnie do składanej propozycji parę podstawowych założeń z tego programu. I powiedziałem: tak, zgadzam się.
– To cóż było tak urzekającego, że postanowił pan wrócić do polityki? Tak krótko, po wojskowemu proszę...
– Naszym politykom, bez względu do jakiej partii należą, brakuje pokory wobec wyborców. Oni zapomnieli, że żyją sobie dość wygodnie, na koszt wyborców i z ich pracy. Gdy tzw. zwykły człowiek usiłuje coś załatwić za pośrednictwem swojego posła, to najczęściej dociera do jego sekretarki. I przypominają sobie o wyborcach, gdy znów chcą ubiegać się o reelekcję. Trzeba więc polityków nauczyć pokory. Jej uczy życie, ale skoro mieli je takie fajne, że nigdy się jej nie zdążyli nauczyć, to trzeba na nich wymusić chęć do nauki…
– Czym? Jak?
– A choćby tym, że poseł nie powinien mieć immunitetu. Antypartia, i to między innymi, przekonało mnie do jej poparcia, bo sam taki wyznaję pogląd, uważa, że nie ma najmniejszego powodu, by parlamentarzyści Rzeczypospolitej mieli posiadać immunitet. Polska to nie jakiś kraj totalitarny, gdzie taka ochrona prawna jest konieczna. Poza tym, gdy ma się immunitet, to istnieje możliwość wykorzystywania go, stwarza ogromne możliwości do nadużyć. Dlaczego? Dlatego, że procedura uchylenia immunitetu jest tak długotrwała, że taki poseł, który – jeśli rzeczywiście – dopuścił się jakiegoś naruszenia prawa, ma tak dużo czasu, że może, na przykład, „kupić” ofiarę wypadku, zyskać sobie przychylność środowiska prokuratorskiego lub sędziowskiego. Ba, ma tak dużo czasu, że może jeszcze popełnić ileś tam innych przestępstw nim zostanie mu uchylony immunitet.
– Po wojskowemu, krótko, proszę…
– Immunitetu nie muszą mieć wyłącznie parlamentarzyści. Również sędziowie, prokuratorzy i etc. Parlamentarzyści powinni ponosić odpowiedzialność za to co robią. Nie tylko polityczną, ale i finansową. Jeśli nie spełniasz swoich obietnic wyborczych, choć mógłbyś je spełniać, jeśli głosujesz przeciwko temu, co obiecywałeś wyborcom, to jesteś oszustem i ponoś tego finansowe konsekwencje. Takie rozwiązanie eliminuje z życia politycznego coś, co określa się, jako „dyscyplinę partyjną”. Uważam, że poseł, senator, który nie jest w stanie zagłosować z własnym sumieniem i przekonaniami, nie jest wolnym człowiekiem. Cofamy się do bardzo głębokiej komuny… Jak taki ubezwłasnowolniony parlamentarzysta ma mieć wpływ na prawie 40-milionowy naród?
– To już mamy wyjaśnione, czym pana urzekła Antypartia. Tylko, żeby ten program głosić w parlamencie, to trzeba się do niego dostać. Tak szczerze, jak pan ocenia jej szanse?
– Ordynacja wyborcza, obecna, jest taka jaka jest… Nie wiem. Nie chcę wróżyć, daleki też jestem od popadania w euforię… OK. Pół na pół.
– Szansą dla ugrupowań dziś pozaparlamentarnych są, takie jest moja hipoteza, przedterminowe wybory. Im będą one później, tym trudniej takim partiom będzie utrzymać się na powierzchni zainteresowania. Promowanie się w polityce kosztuje.
– No tak, zdecydowanie nie dysponuję takimi funduszami. Jedyne co będą mógł zrobić na własny koszt, to ulotki sobie wydrukuję. Trzeba próbować. Pan widzi co się dzieje? Esbekom przywracane są emerytury. Niech ich żądają od swoich mocodawców, w Moskwie!
– Proszę pana…
– Wyjaśniam do czego zmierzam: nie może być tak, że ci ludzie byli uprzywilejowani w PRL i są nadal uprzywilejowani w wolnej Polsce. Gdzie jest sprawiedliwość, sprawiedliwość historyczna?
– Pan uważa, że istnieje coś tak obiektywnego, jak sprawiedliwość?
– Chciałbym, by taka była.
– Wróćmy do przedterminowych wyborów. Iskrzy między Zbigniewem Ziobro a Jarosławem Kaczyńskim. Bardziej obeznani w sprawie od nas uważają, że wybory mogą się odbyć wcześniej. Pańska opinia?
– Trudno mi odmówić racji panu Ziobrze, choć uważam, że nie powinien nazywać premiera „miękiszonem”, skoro sam „wymiękł”. Miało być twarde veto ze strony Solidarnej Polski, a się ukłoniła PiS. Choć trudno nie zgodzić się z panem Ziobro, że krytykuje ostatni wyrok TUSE – pieniądze za praworządność. Unia z pewnością skorzysta z tego mechanizmu. Czy będą przedterminowe wybory? To zależy tylko i wyłącznie od arytmetyki sejmowej. A czy powinny być? Tak, wybory powinny odbyć się przedterminowo, po to, by ci, którzy rządzili, rządzą Polską zrozumieli, że stracili mandat społecznego zaufania. To jednak zależy od tego, kto z kim się ułoży, co i ile za takie układanie dostanie, a to oznacza, że wybory mogą odbyć się również w normalnym terminie.
– Wcześniej lub później będzie pan ubiegał się o mandat z listy Antypartii, jeśli ta wystawi we wszystkich okręgach swoich kandydatów. Nie ma pan obaw? Chciał pan po śmierci prezydenta Gdańska ubiegać się o urząd, a nie zebrał połowy wymaganego poparcia…
– Tak było, ale było to wynikiem tego, że kandydat PiS miał nie startować. Media informowały, że jedynym kandydatem jest Aleksandra Dulkiewicz. Powiedziałem sobie: tak nie może być, jeden kandydat? Potem jak zarejestrowałem komitet wyborczy okazało się, że jest więcej niż dwóch kandydatów, między innymi Grzegorz Braun. Gdybym o tym wiedział, to w ogóle nie podejmowałbym się kandydowania. A potem było, jak było…
– A co pan teraz zawodowo porabia?
– Pracuję w hali produkcyjnej firmy wytwarzającej okna i drzwi.
– A gdyby pan dostał się do Sejmu, to byłby pan zawodowym posłem?
– Z tego co mnie wiadomo nie ma obowiązku, by poseł był w Sejmie codziennie. Nie widzę powodów, bym musiał rezygnować z dotychczasowej pracy zawodowej. Jestem jednego pewien: z teraz wykonywanej pracy z pewnością się utrzymam i wyżyję. Nie potrzebuję do tego bycia zawodowym posłem.