Jan Złotorowicz zaczął rozmowę ze swoim gościem od tematu ostatnich działań służb wywiadu i kontrwywiadu, które ujawniły agentów Rosji rozmieszczonych w Europie. - Sytuacja jest taka, że w Norwegii podający się za Brazylijczyka mężczyzna, który robi karierę na uniwersytecie, nie jest prawdopodobnie wcale Brazylijczykiem, tylko pułkownikiem GRU, a kobieta, która wydawała się producentką biżuterii bez problemu towarzysko przeniknęła we Włoszech do struktur natowskich. To są wszystko sukcesy, że tych ludzi udaje się wyłapywać, czy porażki? - pytał Jan Złotorowicz. - Dorwanie szpiega to bez wątpienia sukces - zaznaczył Piotr Niemczyk na początku rozmowy.
- Między bajki trzeba włożyć, że jak się widzi agenta obcego wywiadu, to trzeba go przewerbować, bo oczywiście tak byłoby idealnie. To było w latach 50., 60. i jeszcze 70. absolutnie naturalne i wtedy cała działalność kontrwywiadowcza na tym polegała. Ale obecnie bycie podwójnym agentem wydaje się bardzo szybko. Decyzja wtedy jest prosta - albo akceptujemy sytuację, ale agentowi takiemu nie możemy do końca wierzyć, czy jednak agenta likwidujemy, choć nie zawsze fizycznie - tłumaczył Niemczyk.
Ekspert do spraw bezpieczeństwa nie wskazuje jednak, że od 24 lutego, czyli od początku wojny w Ukrainie, zwiększyła się aktywność rosyjskich służb. Zamiast tego Niemczyk wskazuje, że działalność agenturalna Rosji zamiast się rozszerzyć, zmieniła swój charakter. - Wyraźny wzrost skuteczności łapania przez służby państw NATO i UE jest zauważalny od 2015 roku. Gdybyśmy policzyli liczbę zatrzymanych rosyjskich agentów, to takich przypadków mamy od 2015 roku kilkadziesiąt. To jest dosyć wyraźne nasilenie. Zastanawiałem się, czy to efekt większego zaangażowania wywiadu Rosji, czy może lepsza koordynacja i większa precyzja działania wywiadów europejskich - zwrócił uwagę Piotr Niemczyk. - Albo więc mamy wyraźny wzrost aktywności rosyjskiego wywiadu, albo wyraźną poprawę skuteczności służb europejskich, albo jedno i drugie - podsumował.
Prowadzący zwrócił uwagę na to, że eksperci są mocno podzieleni w sprawie arsenału pozamilitarnych działań, jakie Rosja prowadzi w krajach Europy. - Groźniejsza jest rosyjska agentura, czy te nowe środki oddziaływania jak rosyjskie farmy trolli i ataki hakerskie - dopytywał Jan Złotorowicz. - Tego nie da się rozróżnić. Dobrze pamiętam przełom lat 80. i 90., gdy jeszcze będąc działaczem opozycji monitorowałem to, co się dzieje na świecie, także działania wywiadu. Pamiętam tę fascynację wywiadem elektronicznym i tym, że rozwiązuje wszystkie potrzeby, że każdego możemy podsłuchać. Nieprawda. Po to, żeby dobrze zinterpretować informacje, które udaje się zdobywać, musi to umieć ktoś zinterpretować. Najlepiej ktoś ze środka inwigilowanej organizacji. W związku z tym agent w obiekcie jest rzeczą bezcenną. Myślę, że obecnie jest podobnie - odpowiedział ekspert do spraw bezpieczeństwa.
- Te wszystkie niekonwencjonalne, hybrydowe metody wojny w Ukrainie się nie sprawdzają. Spodziewalibyśmy się wielkiego ataku na infrastrukturę krytyczną pod postacią cyberataku Rosji. Po 24 lutego były próby ataku informatycznego na infrastrukturę krytyczną Ukrainy, ale próby te były nieudane. Wojna informacyjna, to trzeba by zrobić duże badania, jakie ona przyniosła skutki w Azji, Afryce, Ameryce i Ameryce Południowej. Ale generalnie nawet w tych państwach, o których mówimy, że one się mniej wojną w Ukrainie interesują, to jednak oglądam mecze ligi hiszpańskiej i podczas tych meczów są symbole i znaki, które wskazują na to, że przynajmniej telewizja hiszpańska jest po stronie Ukrainy. Więc wojna informacyjna jest przegrana lub chociaż przegrywana przez stronę rosyjską. Moim zdaniem rosyjskie służby wcale nie musiały zawieść, po prostu nauczyliśmy się odporności na ich działania - wskazywał Niemczyk.
Prowadzący dopytywał gościa, czy możliwe jest, że rosyjski wywiad ma jeszcze jakieś asy w rękawie, które wystawi niedługo. Jeśli tak, to co to może być? - Ja myślę, że mają jeszcze jakiś plan B, ale zastanawiam się, co to może być - skwitował Niemczyk.
Prowadzący program Jan Złotorowicz stwierdził, że brak jednoznacznego wykazania, kto stoi za detonacją rurociągów Nord Stream 2, to niewątpliwie sukces Rosjan. - Ja nie wiem, czy to wielki sukces Rosjan. Trzeba by się zastanowić tak naprawdę po co to zostało zrobione. Postawiłem tezę, że prawdziwym powodem było to, żeby spróbować przerzucić koszty wstrzymania dostaw gazu. Przecież Rosjanie nie wypowiedzieli umów na dostawy gazu, embargo nie do końca je obejmowało, więc powinni dalej go dostarczać. Nagle jednak wstrzymali przesył, okazało się, że może się do nich dobrać arbitraż i będą setki milionów, czy miliardy dolarów płacić. W momencie, gdy oni twierdzą, że to nie nasza wina, że to sabotażyści, to firmy ubezpieczeniowe muszą do tego inaczej podchodzić - wyjaśniał Niemczyk. Zamiast tego ekspert zwrócił uwagę na ewidentne i największe z porażek rosyjskich służb.
- Sam początek operacji, kiedy nie udało się zająć lotniska w Hostomelu. To było kluczowe. Niedawno zaczęły wyciekać materiały z amerykańskiego sztabu i z tego dosyć jednoznacznie wynika, że Amerykanie widzieli o tym, że centrum logistyczne do ataku na Kijów będzie w Hostomelu i w związku z tym Ukraińcom przekazano informację, że trzeba szczególną uwagę zwrócić na lotnisko i pomimo trwającej półtora dnia bitwy Rosjanom nie udało się zająć tego obiektu. Decydujące miało być pierwszych kilka godzin po pierwszym rosyjskim desancie. Z kolei druga największa porażka to było to, że Rosjanie nie rozpoznali, że prawdziwym kierunkiem ofensywy tej kluczowej w połowie 2022 roku był Charków. Oni się nie zorientowali, że wszystkie ruchy wokół Chersonia były ruchami pozornymi, że tam zgromadzono siły i środki do ofensywy, która prawie się nie poruszała do przodu. W pewnym momencie ruszyła natomiast ofensywa spod Charkowa, gdzie w ciągu 3 dni wyparto Rosjan z tamtego regionu w ogóle - podsumował Piotr Niemczyk.
Polecany artykuł: