Piotr Łuczuk

i

Autor: ARCHIWUM Piotr Łuczuk

Piotr Łuczuk: Wykorzystano naiwność internautów

2018-03-21 6:00

Dr Piotr Łuczuk, medioznawca z UKSW, autor książki "Cyberwojna" w rozmowie z SE o tym, czy dane użytkowników miały wpływ na kampanie wyborcze w Polsce i USA:

"Super Express": - Dane użytkowników Facebooka trafiły do firmy Cambridge Analytica, potem do sztabów wyborczych. Akcje Facebooka lecą na łeb na szyję. O co dokładnie chodzi w tej sprawie?

Piotr Łuczuk: - Z tego, co już wiemy, pierwszym pokłosiem tej sprawy jest rezygnacja z pracy szefa działu bezpieczeństwa Facebooka. Całkiem możliwe, że nastąpi efekt domina, a afera zachwieje pozycją amerykańskiego giganta. Główny problem afery Cambridge Analytica polega na tym, że dane milionów zwykłych użytkowników bez ich wiedzy trafiły do prywatnej firmy. Problemem jest tu świadomość użytkowników, a w zasadzie jej brak. Przecież o tym, że różne aplikacje pozyskują nasze dane, wiadomo nie od dziś. A mimo to użytkownicy zachowują się, delikatnie mówiąc, nieostrożnie. Wrzucają wiele informacji, mówiąc, że przecież "nie mają nic do ukrycia". Tymczasem to "nic do ukrycia" okazuje się bardzo cennymi danymi dla firm, instytucji czy organizacji politycznych. Na tym robi się biznes, z tego korzysta świat wielkiej polityki, zwłaszcza w kontekście wyborów.

- No właśnie, podobno pozyskanie danych miało mieć wpływ na wybór Donalda Trumpa w USA oraz - o czym napisał "The Guardian" - Andrzeja Dudy w Polsce?

- Na razie wiemy tyle, że różne sztaby wyborcze płaciły firmie Cambridge Analytica za udostępnienie analiz i raportów. Pojawiły się także pierwsze dementi i wyjaśnienia w tej sprawie. Mówi się nawet, że w kontekście personaliów domniemanych "klientów" Cambridge Analytica możemy mieć do czynienia z fake newsem. Trzeba byłoby to dokładnie sprawdzić. Jednak z drugiej strony badania opinii publicznej to nic zakazanego. Wszystko wskazuje na to, że bezprawne było samo pozyskanie danych przez Cambridge Analytica.

- Ale czy jest możliwe, że na przykład Andrzej Duda został prezydentem dzięki aplikacji Cambridge Analytica?

- To bardzo ryzykowna diagnoza, sprowadzająca niezwykle złożony problem jedynie do kontekstu jednych, konkretnych wyborów. Poza tym to nie dane wygrały wybory. To nie dane poszły do urn i oddały głos. W taką narrację radziłbym nie wchodzić, ponieważ łatwo jest wysunąć zbyt daleko idące wnioski. Doskonale wiemy, że nie od dziś w kampaniach wyborczych używa się różnego rodzaju zabiegów socjotechnicznych, a wizerunek polityków często kreowany jest właśnie na podstawie badania opinii. To jeden z filarów kampanii PR. Od lat politycy i ich sztaby zamawiali i zamawiają sondaże. Tu także mogliśmy mieć do czynienia z sytuacją, w której poszczególni kandydaci skorzystali z raportów przygotowanych przez Cambridge, jakkolwiek by patrzeć, duży i ceniony ośrodek analityczny. Powiem więcej, nie musieli być nawet świadomi tego, w jaki sposób dane z tych raportów były pozyskiwane. Zamawiano najprawdopodobniej konkretną analizę lub badanie. Podkreślam, to w świecie polityki nic nadzwyczajnego.

- Tylko pytanie, czy sztaby wyborcze faktycznie mogły nie znać szczegółów tego, jak pozyskiwane były te dane?

- Należałoby to jak najszybciej ustalić. Najważniejsza w tej sytuacji jest pełna transparentność. Jednak wcale bym się nie zdziwił, gdyby nie miały takiej wiedzy. Proceder wyglądał tak, że o bezprawne pozyskanie danych użytkowników oskarżono Cambridge Analytica. Dopiero potem raporty sprzedawane były sztabom wyborczym. I właśnie to jest szokujące, że tak renomowana firma mogła się dopuścić pozyskiwania danych w nielegalny sposób. Z pewnością odbije się to w najbliższym czasie na wiarygodności innych badań i zaufaniu opinii publicznej do innych ośrodków badawczych i analitycznych.

- Wychodzi na to, że służby specjalne nie są potrzebne, bo inwigilacja staje się prosta, czy może przeciwnie - właśnie tym bardziej należy tworzyć nowe rodzaje służb do ochrony użytkowników sieci?

- W tej kwestii żadna cyberarmia nas nie obroni. Służby specjalne mogą zajmować się ochroną strategicznych danych wrażliwych, instytucji rządowych, dbać o teleinformatyczne bezpieczeństwo państwa. Ale bezpieczeństwo naszych prywatnych profili czy kont użytkowników to już kwestia naszej świadomości. Tego, co sami umieszczamy bądź nie w sieci. Po raz kolejny wraca debata dotycząca bezpieczeństwa w internecie i prawa do prywatności. Szokuje to, że informacje dotyczące naszych poglądów, preferencji politycznych, to nie była tajna wiedza, którą ktoś podstępnie ukradł, ale były to dane, które użytkownicy często sami wrzucali na swoje profile.

Zobacz także: Dane, które wyciekły z Facebooka, pomogły wygrać wybory Trumpowi?