"Super Express": - W debacie ekonomicznej między PO a PiS z ministrem Rostowskim nie zmierzy się Beata Szydło. Skąd ten zaskakujący obrót sprawy?
Piotr Gabryel: - Nie taki znowu zaskakujący. Mam wrażenie, że swoją wypowiedzią w audycji Radia TOK FM pani Szydło nie dała dowodu zbyt wysokich kompetencji w sprawach gospodarczych. To pewnie legło u podstaw zmiany decyzji PiS w sprawie debaty.
- Przypomnijmy. Pani poseł wezwała premiera do odpowiedzi na pytanie, dlaczego w Polsce wzrastają inflacja i bezrobocie, a maleje PKB. Na co zareagował minister Rostowski mówiąc, że jest na odwrót. Kto ma rację?
- Inflację rzeczywiście mamy wysoką, ale ostatnio zaczęła trochę spadać. Natomiast w roku 2010 PKB wzrósł o 3,8 proc., a w pierwszym kwartale tego roku nawet o 4,4 proc. Życzyłbym sobie, aby za finanse publiczne państwa polskiego odpowiadała osoba z dobrym wykształceniem ekonomicznym. Jej nazwisko powinno być dobrze przyjmowane przez rynki finansowe.
- Czyli przynajmniej wizerunkowo ze swoim imponującym doświadczeniem zawodowym lepiej wypada Jacek Rostowski?
- Tak, ale co z tego, skoro to on jest odpowiedzialny za to, że Platforma zadłużyła Polskę w ciągu czterech lat o kilkaset miliardów złotych. W drastyczny sposób wydrenowała wszystkie fundusze rezerw, jak choćby z Funduszu Rezerwy Demograficznej. I swym następcom albo sobie samej zostawia kasę państwa w opłakanym stanie.
- Na decyzji PiS zaważyły tylko niekompetencje wiceprezes Szydło czy też jej niemerytoryczne uwagi o ministrze Rostowskim?
- Nie jestem zwolennikiem przerzucania się zarzutami, że minister nie ma tytułu naukowego, a pani poseł ukończyła innego typu studia, niż to czym się zajmuje. To nie jest najistotniejsze. Myślę też, że spotkanie prezesa Kaczyńskiego z panią Zytą Gilowską może wynikać z chęci przykrycia wpadki pani Szydło.
- Do debaty ekonomicznej po stronie PiS ma stanąć osoba doświadczona w zagadnieniach finansów publicznych i z tytułem profesorskim. Kandydatura Zyty Gilowskiej odpada, bo zasiada ona w Radzie Polityki Pieniężnej w NBP. Więc kto?
- Nie wiem. Ale PiS ma rzeczywiście krótką ławkę osób, które mogłyby w sposób kompetentny mówić o sprawach ekonomicznych. Pani Aleksandra Natalli-Świat zginęła w katastrofie smoleńskiej, kilka osób znających się na gospodarce odeszło z PiS do PJN, jeszcze innych Jarosław Kaczyński po prostu usunął z partii. Nazwisk osób, które mogłyby zastąpić Beatę Szydło, jest w PiS niewiele. Może Paweł Szałamacha z Instytutu Sobieskiego...
- Nie dziwi pana to, że PiS, który w kampanii postawił na gospodarkę, nie jest do dyskusji o niej w ogóle przygotowany?
- Ale przecież żadna z partii nie zaprezentowała do tej pory nawet elementarnych rozwiązań naprawy finansów publicznych. Wszystkie próbują wmawiać nam, że moż-na jednocześnie obniżać podatki i zwiększać wydatki, bo chcą róż-nym grupom społecznym robić dodatkowe prezenty. Wystarczy kierować finansami własnej rodziny, żeby wiedzieć, że to niemożliwe. Jeżeli państwo nie będzie miało większych wpływów, to nie może więcej wydawać. Do tego nasze partie mówią jeszcze, że zwiększając wydatki, obniżymy deficyt i dług publiczny. To jakiś absurd! Politycy nie doceniają inteligencji elektoratu i tego, że coraz więcej ludzi w Polsce umie liczyć. Dlatego mamy dziś tylu niezdecydowanych, na kogo oddać głos. To już 30 proc. tych, którzy chcą iść do wyborów.
Piotr Gabryel
Publicysta "Rzeczpospolitej"