Wtorek to ciężki dzień dla administracji rządowej. To wtedy odbywa się posiedzenie Rady Ministrów, a do gmachu przy al. Ujazdowskich zjeżdżają grube ryby. Nietrzeźwy funkcjonariusz czuł się jednak na tyle pewnie, że przyjechał do pracy… autem! Zanim doszło do nieszczęścia, koledzy zorientowali się, w jakim stanie N. pojawił się u premiera. I dobrze, bo chorąży odpowiadał m.in. za wydawanie broni! – Najechało się ludzi, oficer operacyjny, panowie z „biura wewnętrznego” – opowiada nasze źródło.
Biuro prasowe SOP nie zaprzecza informacjom dotyczącym alkoholu. Twierdzi jednak, że funkcjonariusz nie został dopuszczony do służby. – Przełożony zareagował, wezwał służby kontrolne oraz patrol policji, który stwierdził w wydychanym powietrzu obecność alkoholu – przekazał Piórkowski. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, st. chor. wydmuchał 0,6 promila! Dla niego to dopiero początek kłopotów. – Komendant wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec tego funkcjonariusza, któremu grożą konsekwencje łącznie z wydaleniem ze służby – poinformował nas rzecznik SOP.
Jak sprawę komentują eksperci? – Niedobrze się dzieje, że funkcjonariusze przychodzą do pracy pod wpływem alkoholu. To świadczy o lekceważeniu kolegów, z którymi służą oraz braku odpowiedzialności – komentuje gen. Andrzej Pawlikowski (50 l.), były szef BOR. – Tam, gdzie jest broń, tam nie ma możliwości, żeby był gram alkoholu – grzmi gen. Marian Janicki (58 l.), który również dowodził BOR.