Janusz Piechociński zakończył przygodę z wielką polityką w listopadzie 2015 r., kiedy PiS wygrało wybory. Szef PSL nie dostał się do Sejmu, ale odkrył inne życie. Dzięki ciekawostkom i statystykom, które udostępnia na Twitterze, znów zyskał popularność i skutecznie nie daje o sobie zapomnieć. Pojawia się w prasie, udziela wywiadów. - Jak skończył się rząd, to przez cały grudzień spałem. Po 16 godzin dziennie. Oglądałem filmy i czytałem zaległe lektury - usłyszeli od byłego wicepremiera dziennikarze "Plusa Minusa". Nam polityk zdradził, że oglądał też zaległe mecze oraz spędzał czas z rodziną. Czy zamierza wrócić na salony?
- Wszyscy zakładają, że marzy mi się powrót. Tymczasem za takie eksperymenty jak ciężka praca w rządzie płaci się zdrowiem. Zresztą, żona mi zabrania - w rozmowie z "Super Expressem" opowiada Piechociński. I choć utrzymuje kontakty z działaczami PSL to zdecydowanie znalazł czas, żeby poświęcić się najbliższym. - Odsapnąłem. Mogę pójść z żoną do teatru, a nawet wypić razem kawę w ogrodzie - usłyszeliśmy. Jak powiedział, harówka w KPRM, nawet tak wygadanego faceta jak on, uczyniła domowym milczkiem.
Były wicepremier odniósł się także do niesnasek wewnątrz swojej partii. Chodzi o konflikt z Waldemarem Pawlakiem. Wszyscy, którzy interesują się polityką doskonale pamiętają, że wygrana Piechocińskiego z 2012 r. sfrustrowała jego partyjnego kolegę. Ale nie ma się co dziwić, musiał przecież oddać stery we własnym ugrupowaniu. - Waldek jest pamiętliwy, ale między nami nie ma żadnych napięć. Podajemy sobie dłonie, rozmawiamy. Obaj jesteśmy zaawansowani wiekowo, więc nie interesuje nas dalsza kariera polityczna - powiedział "Super Expressowi" Piechociński.