Jak relacjonuje portal Onet, do incydentów doszło w jednym z luksusowych hotelu w centrum Warszawy. Wałęsa właśnie skończył jeść śniadanie i zmierzał do swojego pokoju. Na jego drodze stanął jednak agresywny, około 50-letni mężczyzna.
- Zobaczył go jakiś mężczyzna. Zaczął krzyczeć "Bolek". Poszedł za nami do windy. Był bardzo agresywny. Ponieważ z prezydentem była jego ochrona, skończyło się na agresji słownej – powiedział w rozmowie z Onetem szef Instytutu Lecha Wałęsy Adam Domiński.
To niestety nie był koniec awantury. Domiński wrócił się, by zrobić agresorowi zdjęcie, a o całym zajściu poinformował hotelową ochronę. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił i na oczach obsługi miał dwukrotnie popchnąć dyrektora Instytutu, a on postanowił wezwać policję.
- Napastnik zobaczył, że nie żartuje z telefonem na policję i zaczął wychodzić. Ja za nim poszedłem, on zaczął uciekać. Kawałek za nim pobiegłem. Dogoniłem go. On się odwrócił i uderzył mnie pięścią w twarz
– relacjonuje. Czy to była prowokacja, która miała na celu wyprowadzenie Wałęsy z równowagi przed ważnym wystąpieniem? Tego Domiński nie wyklucza.
- Dzisiaj okazuje się, że nawet w hotelu w centrum Warszawy nie można być pewnym, czy jakiś oszołom nie podejdzie i nie będzie mówił, że ktoś jest zdrajcą, czy jest z LGBT. Nie można być pewnym, czy nie zostanie się pobitym. Sytuacja nabrzmiała do tego momentu, że bandyci i chorzy psychicznie czują się bezkarnie – powiedział Onetowi. Szef Instytutu Lecha Wałęsy złożył już doniesienie na policję. Zrobił to jednak w Gdańsku, a nie w Warszawie.
O komentarz poprosiliśmy oficer prasową z gdańskiej komendy. - Wczoraj policjanci z Komisariatu IV Policji w Gdańsku przyjęli zawiadomienie o znieważeniu i naruszeniu nietykalności cielesnej mężczyzny, do której doszło w jednym z warszawskich hoteli. Policjanci jeszcze dziś prześlą zebrany w tej sprawie materiał do właściwego miejscowo sądu – informuje nas st.asp. Karina Kamińska.
Tymczasem sam Lech Wałęsa udał się właśnie w podróż do Meksyku.