"Super Express": - Estonia, Niemcy, Wielka Brytania - to cele pierwszych zagranicznych wizyt prezydenta Dudy. Uważa pan, że to słuszne kierunki?
Paweł Zalewski: - Rozumiem, że wizyty w Estonii i Wielkiej Brytanii motywowane są pewną symboliką związaną, w pierwszym przypadku, ze wspólnym losem Europy Wschodniej, w drugim z wkładem Polaków w zwycięstwo Wielkiej Brytanii w wojnie z Niemcami. To dość naturalne i zrozumiałe. Najważniejszą wizytą będzie wyjazd do Berlina. Dobrze, że będzie to jedna z pierwszych stolic, do których uda się Andrzej Duda. Polska ma bowiem w relacjach z Niemcami wiele interesów i wspólnych problemów do rozwiązania.
- Krzysztof Szczerski w wywiadach po zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy wskazywał, że Niemcy mają być jednym z kluczowych partnerów Polski. Podróż do Berlina więc raczej nie dziwi.
- Cieszę się, bo widać wyraźnie, że chociaż nastawienie prezydenta Dudy i ministra Szczerskiego jest sceptyczne wobec Niemiec, to nie jest ono alergiczne, jak było to za kadencji śp. Lecha Kaczyńskiego. Nie widać tu emocji, ale raczej myślenie o interesie Polski, co wskazuje na szanse prowadzenia bardziej racjonalnej polityki. Musimy oczywiście pamiętać, że w wielu dziedzinach, o których prezydent Duda będzie rozmawiał w Niemczech, główne kompetencje leżą po stronie rządu, a nie prezydenta. Powstaje więc pytanie o poziom uzgodnień między Pałacem Prezydenckim a KPRM.
- Przed wizytami spodziewa się pan konsultacji prezydenta z MSZ?
- Dla mnie to rzecz oczywista. Ważne jest bowiem, żeby Polska mówiła jednym głosem w rozmowach z naszymi partnerami.
- Prezydent Duda zdaje się mieć bardziej zdecydowaną postawę w sprawie rozmieszczenie stałych baz NATO w Polsce niż rząd. Niemcy bardzo alergicznie reagują na tego typu postulaty. Da się tu wypracować wspólne stanowisko?
- Wypracowanie w NATO formuły obecności wojsk Sojuszu w Polsce jest postulatem prezydenta Komorowskiego. Cieszę się, że prezydent Duda to kontynuuje i ma w tej sprawie pełne wsparcie rządu. To, co jest ważne w tej kwestii, to przekonywanie do naszych racji krajów Europy Zachodniej. Nie możemy skupiać się wyłącznie na prezentowaniu naszego słusznego stanowiska, ale też na jego argumentowaniu. Prezydent Duda udzielając pierwszego wywiadu dla zagranicznych mediów, niestety tego nie uczynił. Musi mieć jednak świadomość, że takie wywiady - a będzie ich udzielał sporo- to doskonała szansa, żeby przekonać do naszego stanowiska zachodnią opinię publiczną, bo w demokratycznych społeczeństwa to ona decyduje o działaniach swoich rządów. Mam nadzieję, że wyciągnie tę lekcję i będzie starał się pokazać nie tylko nasze postulaty, ale także racje, które za nimi przemawiają.
- Wśród pierwszych wizyt zagranicznych prezydenta zabrakło wyjazdu do Kijowa. Minister Szczerski mówił, że taka wizyta jest przygotowywana. Ale czy wystarczyło tylko trochę dobrych chęci, żeby do niej doszło?
- Mam za mało wiedzy, żeby to rozstrzygać. Skoro minister Szczerski zapowiadał, że ma udać się do Kijowa, żeby taką wizytę przygotować, to dobrze. Natomiast chciałbym się odnieść do słów Andrzeja Dudy, który po rozmowie telefonicznej z Petrem Poroszenką zapowiadał walkę o rozszerzenie tzw. formuły normandzkiej o Polskę i innych sąsiadów Ukrainy. Mam z tym pewien problem.
- Jaki?
- To, że Polska nie znalazła się wśród krajów prowadzących rozmowy o pokoju na Ukrainie było dyktatem Rosji. Chcąc włączyć się do tej formuły, musielibyśmy zrobić koncesje na rzecz Moskwy kosztem Ukrainy, by się na to zgodziła, a to byłoby sprzeczne z naszą racją stanu. Zgadzam się z panem prezydentem, że formuła normandzka już się wyczerpała i trzeba znaleźć nową. Rozumieją to także Niemcy. Aby jednak ten nowy model rozmów miał sens i nie oznaczał rezygnacji z naszych interesów, do stołu rozmów z Rosją powinna usiąść Unia Europejska jako instytucja i Stany Zjednoczone. Tylko taka formuła ma szanse powodzenia i na jej rzecz powinni działać wspólnie rząd i prezydent.
Zobacz: Tomasz Walczak: Pisowcy i platformersi ulepieni z tej samej gliny?