Paweł Kukiz: Tusk nie zrozumie Rosji

2011-03-05 3:00

Dogłębne zbadanie katastrofy smoleńskiej musiałoby się skończyć co najmniej dymisjami w rządzie - mówi Paweł Kukiz w rozmowie tygodnia "Super Expressu"

"Super Express": - Jest pan dziś wymieniany jednym tchem z Kazikiem, Marcinem Mellerem i Tomaszem Lipińskim. Znane postaci, które zraziły się do Platformy Obywatelskiej i już na nią nie zagłosują. Znam pańskie konserwatywne poglądy i ciekawsze od zawodu jest dla mnie to, czym wcześniej PO zdołała pana do siebie przekonać?

Paweł Kukiz: - W Platformie są z grubsza biorąc dwa nurty: centroprawicowy i nazywając rzeczy po imieniu - nurt nijaki. Ten pierwszy to coś rozpostartego między Gowinem a Schetyną. Drugi, niestety zwycięski, obejmuje większość. Do pewnego momentu miałem po prostu nadzieję, że to wewnętrzne starcie wygra Gowin i Schetyna. Kiedy tylko stał się zbyt silny, Donald Tusk wykorzystał aferę hazardową do ograniczenia jego roli.

- Słyszałem, że jest pan kolejną sierotą po PO-PiS...

- Jestem. PO i PiS były dla mnie partiami zbliżonymi. I moje rozczarowanie dzisiejszą twarzą Platformy jest głębsze i dłuższe niż innych. Ale te nadzieje podzielała wówczas duża część społeczeństwa. Liczyłem na to, że Platforma zajmie się gospodarką i np. kulturą. A PiS, jako druga część tej koalicji, będzie policjantem. Takim, który przypilnuje, żeby liberałowie nie zamienili się w złodziei. To nie była zła koncepcja. PO to był ten dawny i prężny NZS, PiS to te starsze solidaruchy. Jedni drugim potrzebni, uzupełniający się. Niestety, Platforma dość szybko się SLD-yzowała.

- I zaśpiewa pan o PO, jak kiedyś o SLD: "jak ja was k... nienawidzę, jak ja wami k... gardzę"? Będzie "Virus PO"?

- Co to, to nie. Jest tam wielu ludzi, których szanuję. Wobec SLD nie miałem zaś i nie mam żadnych złudzeń. W przypadku Platformy wykazałem się po prostu pewną naiwnością.

- Pańskie poglądy nie wywołują niechęci wśród kolegów z branży? Przeciwnik aborcji i eutanazji, wierzący katolik, antykomunista... Kiedy rozmawialiśmy z Jerzym Owsiakiem przyznał, że choć przyjaźnił się z Janem Pospieszalskim, to od lat ze sobą nie rozmawiają. Poróżniła ich polityka.

- Mam ten komfort, że mieszkam na prowincji, na Opolszczyźnie. I tych kilku przyjaciół i większość znajomych to są normalni ludzie. Chodzący do pracy, wykonujący normalne zawody, prowadzący małe firmy. Nigdy nie wchodziłem w jakieś bliższe przyjaźnie z muzykami. Nie byłem też jednak z nimi skłócony. Potrafiłem dostrzec pozytywne i negatywne rzeczy i u Owsiaka, i u Pospieszalskiego. A że niektóre moje wypowiedzi mogły się wydać kontrowersyjne... Raczej odpowiadałem na jakieś zarzuty, niż chciałem prowokować.

- Spodziewałem się raczej, że artyści traktują pana jako mohera i ciemnogród.

- Nie, ale jestem przyzwyczajony do takich ataków. Kiedy poparłem marsz niepodległości 11 listopada i złożenie kwiatów pod pomnikiem Romana Dmowskiego, robiono ze mnie faszystę, bo moherem byłem już od dawna.

- Niegdyś zapraszano pana jednak do telewizji, licząc, że jako artysta przywali pan właśnie moherom...

- Zapraszano, ale te stacje kierują się koniunkturą. Jednego dnia będą chciały ataku na moherów, drugiego dnia ataku na Tuska. Zwróćmy uwagę jaką metamorfozę przechodzą obecnie niektóre media. Niegdyś zdecydowanie sympatyzujące z PO zaczynają już przewidywać, że coraz bardziej będzie się liczyło SLD. I zaczynają się z nimi układać. Kiedyś tacy politycy jak Oleksy czy Miller bywali traktowani jak persona non grata. Kto wie, czy nie szykują się już na promocję tych ludzi i ich powrót nawet do samodzielnych rządów. Przycisną medialnie, zacznie się gadanie, że zgoda buduje. I będą mieli taką zgodę, że oprócz SLD niczego u władzy nie będzie.

- Czytałem, że Zbigniew Hołdys osobiście bardzo pana lubi, ale trudno mi wyobrazić sobie, jak spokojnie dyskutujecie o swoich poglądach.

- Oczywiście, że nie podziela moich poglądów, ja nie podzielam jego. Ale to nie musi prowadzić do wojny! Jest kilka takich kluczowych spraw, które dzielą ludzi, ale nie muszą dzielić w sposób agresywny. I nie chodzi tu o środowisko artystów. Kiedy myślę o tym, co różni poglądy moje i Donalda Tuska to przede wszystkim stosunek do Rosji. A to wynika z wychowania, z tradycji rodzinnych...

- To brzmi ciekawie i kontrowersyjnie...

- Nie ma tu żadnej kontrowersji. Mój dziadek został rozstrzelany we Lwowie przez Sowietów wycofujących się przed Niemcami. Ojciec dopiero w 1946 roku wrócił z wywózki w Kazachstanie, gdzie został wywieziony z matką i siostrą. Doświadczenia rodziny premiera są raczej bliższe Ślązakom. Mieszkam wśród nich i wiem, że mając inną przeszłość, niezwiązaną w żaden sposób z kontaktami z Rosją, nie pojmują, o co może nam chodzić. Mam wrażenie, że Tusk właśnie tego nie rozumie. Przecież nikomu z mojej rodziny nie przyszłoby do głowy, że można oddać Rosji śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej! Dziwię się temu, bo wystarczy spojrzeć, jak długo jest wyjaśniana w Moskwie sprawa mordu w Katyniu. Jak można wierzyć w "szczere" gesty Putina.

- Nawet gesty w obliczu takiej katastrofy?

- Nie w sytuacji, w której prezydent Lech Kaczyński był tak aktywny w polityce wschodniej, w Gruzji, na Ukrainie. Nie sądzę jednak, żeby stało się to jakąś traumą dla większości narodu. Większość traktuje tę katastrofę jako zwykły wypadek lotniczy. Ot, pechowe wydarzenie. Ja podchodzę do tego inaczej. Podoba mi się, co powiedział o tej sytuacji mój ponad 80-letni ojciec, z całym bagażem swoich doświadczeń. Dyskutowaliśmy i zadałem mu takie prowokacyjne pytanie: "Chyba nie sądzisz, że Rosjanie ten samolot zestrzelili?". I on odpowiedział: "Oczywiście, że go nie zestrzelili, ale nie zrobili niczego, żeby bezpiecznie wylądował". To jest najlepsze podsumowanie tej sytuacji. Polacy debatując o katastrofie, widzą zaś w tym głównie wynik kłótni między politykami.

- Stosunek do Rosji i Smoleńsk będzie dzielił Polaków przez najbliższe lata?

- Ten podział nie pojawił się w ostatnim roku, ale niewątpliwie wyostrzył. Stosunek do Rosji musi być dla polskich polityków istotny. To nie tylko kraj postsowiecki ze swoimi ambicjami, a jednym z celów tych ambicji jest wciąż obecna w ich polityce Polska. Więcej - to wciąż carska, imperialna mentalność! Tam nawet trudno myśleć o transformacji, bo jedna kasta wskoczyła w miejsce drugiej. Ci, którzy afirmują Rosję, nie mają moim zdaniem szacunku dla polskiej państwowości. Im jest właściwie wszystko jedno, czy to jest Polska, Unia Europejska, Antarktyda. Czy rządzą nasi, czy Czukczowie... Liczy się pełna micha, a nie zasady. I dla nich to, że rozbił się samolot prezydenta, jest zwykłym wypadkiem. Rozbił się, trzeba kupić nowy i będzie załatwione. Otóż nie będzie.

- Podejście do katastrofy różni PiS i PO, choć ci politycy mają wspólne korzenie.

- To akurat jest do wytłumaczenia. Osoby, które ewentualnie mogły w jakiś sposób być odpowiedzialne za zaniedbania po stronie PiS, zginęły w katastrofie. Osoby, które mogą być odpowiedzialne po stronie Platformy, wciąż żyją. Dogłębne zbadanie tej sprawy jest niewygodne, bo musiałoby się skończyć co najmniej dymisjami, a prawdopodobnie nawet sądem. Więc się bronią.

- Irytuje się pan, jak ktoś mówi o odzyskaniu niepodległości w 1989 roku...

- Oczywiście, że się irytuję. Wybory kontraktowe oznaczały, że ktoś zakuty w kajdany na rękach i nogach, będzie miał rozkute ręce. Też mi wolność i niepodległość. Przecież my nie odzyskaliśmy niepodległości! Nie mamy już wojsk sowieckich w Polsce - to tak. Nie można jednak mówić o niepodległości, kiedy tzw. transformacja wciąż trwa. Niepodległość to mają Czesi. Podziwiam ich, zrobili u siebie jedno cięcie, przeprowadzili dekomunizację i mają spokój. Bez wyjaśnienia przeszłości napiętnowanej działalnością SB nie ma mowy o normalnej gospodarce. Przecież biznes jest uwikłany w tamtą przeszłość, weźmy listy najbogatszych Polaków i zerknijmy w głąb...

- Słucham pańskich opinii i zastanawiam się, dlaczego nie wzywał pan do głosowania na PiS.

- Powiedzmy, że ich idee mi odpowiadają, ale są sprawy, które nie podobają mi się organizacyjnie. Weźmy Macierewicza. Z jednej strony likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych była rzeczą konieczną. Świetna sprawa. Ale sposób, w jaki to przeprowadził, był skandaliczny. Efektem jest to, że nie mamy wywiadu, ale ludzie WSI czują się świetnie. W naszych mediach mamy jednak taką sytuację, że nie ma merytorycznego podejścia do takich tematów. Jak ktoś powie, że premier Tusk źle dobrał krawat, to robi się z niego zwolennika prezesa Kaczyńskiego. Nie wiem, komu zależy aż na takim skłóceniu naszego społeczeństwa. Aż nie chce mi się wierzyć, żeby to był tylko przypadek. Jestem jak najdalszy od spiskowych teorii dziejów, ale zawsze zwracam uwagę na te małe słuchawki w uszach prowadzących (śmiech).

- Kiedy myśli pan o perspektywie kilku, kilkunastu lat naprzód, widzi pan przesłanki do tego, żeby Polska się zmieniła?

- A kto przesądził, że Polska w ogóle musi istnieć? Nawet tak potężne dziś państwo jak Niemcy przez długi czas nie istniało. Powody do optymizmu widzę jednak np. w rozmowach z moją najstarszą córką. Ja podchodziłem i podchodzę do wszystkiego emocjonalnie. W jej pytaniach jest podejście empiryczne, kieruje się logiką. Moje pokolenie dało się wepchnąć w takie podejście do rzeczywistości, w którym stało się zbiorem szalikowców. Nie jest ważne, jak gra klub, ważne jest to, czy jesteś z Cracovii czy z Wisły. Nieważne, kto ma rację, ważne, czy jest z PiS lub PO. To jest straszne. I młodzi nie podchodzą do tego w ten sposób.

Paweł Kukiz

Muzyk rockowy, tekściarz i aktor, lider zespołów Piersi i Aya RL