Jan Wróbel: Partie przestały dbać o pozory

2011-06-02 4:00

Czy na listach wyborczych do parlamentu powinni znaleźć się celebryci i sportowcy? Na to pytanie odpowiada Jan Wróbel, publicysta tygodnika "Wprost", historyk i nauczyciel.

"Super Express": - Zaskoczył pana pomysł SLD wystawiającego do Sejmu kandydatkę od tańca na rurze?

Jan Wróbel: - Zaskoczył, bo do tej pory dbano jednak o pozory. W kampanii samorządowej było kilka dziwolągów, np. dziewczyna z SLD wzbudzająca jednoznaczne skojarzenia erotyczne na plakatach z odkurzaczem. I jednak przegrywali...

- Przed laty żartowałem, że na listach partii brakuje już tylko żonglerów i akrobatów. Dziś z PO kandyduje nie tyle akrobata, co gimnastyk Leszek Blanik. PiS wystawiał kiedyś wokalistę Budki Suflera...

- Osobiście nie głosuję do Sejmu na niepolityków, ale na tych, których znam od lat. Nie kupuję kotów w worku. Choć wolałbym w Sejmie sportowców niż bohaterów "Big Brothera"...

- Czy partie mają jakiś zysk z kandydatów takich jak bokserka, snowboardzistka czy tabun piłkarzy? Wyborcy to kupują?

- Niekoniecznie. Mogą mieć nawet problem, gdyż wystawianiem takich "misiów z okienka" dają sygnał, że ludzie, którzy są już działaczami, radnymi czy nawet posłami są do niczego. Demonstrują, że ludzie mający jakąś praktykę w polityce są gorsi niż ci bez jakiejkolwiek praktyki. Gdyby w Polsce odbywały się wybory na lokalnego szefa ZUS albo komendanta policji, to ludzie nigdy by nie wybrali Tadeusza Zwiefki, Sebastiana Florka czy tancerki. Tymczasem w Sejmie kompetencje nie mają znaczenia.

- Partie mają dziesiątki tysięcy członków, radnych... Nie buntują się, tracąc miejsce?

- Nie, gdyż z tego samego powodu wielu piłkarzy nie chce awansować do ekstraklasy, tylko grać w słabszych ligach. Wolą bezpieczeństwo, spokój, brak konkurencji. Wiele osób zapisuje się do partii, gdyż chce brać udział w rozdziale stanowisk tylko na pewnym poziomie. Realny udział w Sejmie jest ryzykowny. Koledzy z tej samej partii donoszą na siebie, można podpaść wodzowi...

- Pojawiają się rozmaite propozycje uzdrowienia tej sytuacji. Zmniejszenie liczby posłów, jednomandatowe okręgi...

- Rezultaty takich działań nie są pewne. Przy jednomandatowych okręgach do Senatu mamy dziś prawdziwą ucieczkę znanych postaci od tej możliwości. Kto wie, czy odchudzenie Sejmu nie zmniejszyłoby liczby tych sensownych posłów? I nie powinniśmy panikować. Nawet Samoobrona naprawdę ważne stanowisko obsadziła Anną Kalatą, nie taką najgorszą minister. Teraz w rządzie też są postaci spoza Sejmu, jak Katarzyna Hall czy Joanna Fedak.

- Wspomina pan o kobietach. Kiedy dyskutowano o parytetach, jednym z argumentów za ich wprowadzeniem była zmiana jakości polityki. To zadziała?

- Ani nie zaszkodzi, a może coś tam pomoże. Ważniejsze jest to, co się rozgrywa w głowach liderów partii. Akurat Marta Szulawik, pani od tańca na rurze, pojawia się w SLD nie jako kobieta, ale znana twarz z programu "Top Model". Taką samą rolę pełniłby np. tancerz czy właśnie sportowiec.