"Czas będzie pewnie trudniejszy, a my uważamy, że w kierownictwie partii powinny być osoby, które są w stanie znieść ataki" - tymi słowy prezes uzasadnił wybór nowych władz podczas sobotniego posiedzenia Rady Politycznej PiS. "A co mnie to obchodzi?" - pyta przeciętny Polak.
Politycznych igrzysk mamy aż nadto - to uczta duchowa marnej jakości - a brakuje nam ludzi, których możemy uważać za naszych reprezentantów, którzy widzą w nas jedność (zamiast elektorat dobry lub wrogi) i pracujących po to, aby ten kraj był w końcu syty i spokojny. To trudne zadanie.
Wspomniany wyżej rosyjski polityk wyznał kiedyś szczerze: "Chcieliśmy jak najlepiej, a wyszło jak zawsze". Obawiam się, że winą polskiego establishmentu jest nie tylko niemoc i dyletanctwo, ale też po prostu brak dobrych chęci.
Słowo "Polska" podtasował pod własny interes walki o władzę, bycia u władzy, trzymania się władzy. A kiedy partia jest najważniejsza, a nie Polska, to Polakom zostaje jedno pocieszenie: żyć będziemy źle... ale za to krótko.