Stanisław Drozdowski: Państwo dla recydywisty

2012-08-12 10:21

Sześć wyroków. Tysiące oszukanych. Ośmieszona prokuratura. Ośmieszone państwo. To skutki działania Marcina Plichty, bohatera afery Amber Gold. Ten rzutki biznesmen (właściwie trzeba go nazywać recydywistą) nie spuszcza z tonu. Właśnie otworzył nową firmę, której prezesem zrobił żonę. Sam jest w jej radzie nadzorczej. A my możemy zadać tylko jedno pytanie. Kogo tym razem oszuka bezkarny Marcin Plichta?

Bezkarny, bo cóż z tego, że ma wyroki, skoro może nadal swobodnie działać, choć nie wynagrodził strat swoim ofiarom, co miał uczynić zgodnie z wyrokiem. Kto go chroni lub kto za nim stoi? - zapytacie dość logicznie. Państwo. Odpowiedzi szokująco logicznej udziela obok były minister sprawiedliwości prof. Zbigniew Ćwiąkalski. Nie stoi nikt wysoko postawiony. "Ta sprawa wzięła się z niedostatków wymiaru sprawiedliwości" - mrozi nas swoim chłodnym oglądem polskiej rzeczywistości profesor. Jakkolwiek docenia spryt samego Plichty. Czym naszą próbę zrozumienia fenomenu działania tego oszusta czyni jeszcze bardziej jałową.

Bo znaczy to dokładnie tyle, że po 22 latach budowania kapitalizmu dorobiliśmy się systemu, w którym wystarczająco bezczelny recydywista może wodzić za nos nie tylko prokuraturę i sądy, ale też najważniejsze kontrolne instytucje w kraju. Słowem państwo. A przez to Państwa, bo to Wy stajecie się jego kolejnymi ofiarami.

I tej różnicy pomiędzy państwem a Państwem nie chcą dostrzec politycy. Mało, że doprowadzili do sytuacji, o której mówi profesor Ćwiąkalski (strona obok), ale jeszcze mają czelność, jak np. poseł Stefan "Won" Niesiołowski, obrażać wierzących w praworządność. "Sami są sobie winni" - mówi polityk Platformy o oszukanych ofiarach Amber Gold. Zapomina tylko były wicemarszałek Sejmu, że to m.in. on od lat odpowiada za niedziałające jak należy prawo i wymiar sprawiedliwości. Bo gdyby działały jak należy, nie byłoby takiego Plichty i jego recydywy.