Mija blisko 60 lat, a dawna Chmielna 70 jest częścią placu Defilad otaczającego Pałac Kultury i Nauki. Niespodziewanie w październiku 2010 roku teoretycznie bez żadnych przesłanek zostaje zmieniony plan zagospodarowania przestrzennego.
I nagle jesienią 2012 roku urzędnicy miejscy "zwracają" lukratywną nieruchomość trzem osobom, legitymującym się dokumentami, które odkupili od. spadkobierców Duńczyka! Jak to możliwe?
Odpowiedź jest prosta: "na podstawie decyzji Prezydenta m. st. Warszawy z 16.10.2012 i 15.11.2012", czyli Hanny Gronkiewicz-Waltz. Miasto Warszawa oddało dwie działki, których właścicielem był Duńczyk Martin Holger, trzem osobom nie dość, że z nim niezwiązanym, to jeszcze na podstawie roszczeń, które zostały zaspokojone ponad 60 lat temu.
- Doszło do rażącego niedopełnienia obowiązków przez urzędnika. Na to jest paragraf w Kodeksie karnym. Osoby odpowiedzialne za majątek publiczny wart setki milionów złotych powinny walczyć o każdą działkę i kamienicę do końca. Tutaj oddali ją w ręce handlarzy, mimo wiedzy o tym, że działka mogła być już raz spłacona przez państwo polskie. Co więcej, przez kilka tygodni przedstawili kilka wersji wydarzeń. To budzi ogromne wątpliwości i podejrzenia co do ich intencji - mówi Jan Śpiewak, radny warszawskiej dzielnicy Śródmieście.
Jedną z tych trzech osób jest szef samorządu adwokackiego w Warszawie Grzegorz Majewski. Dziekanem okręgowej rady adwokackiej został 23 kwietnia. Przed wyborami do władz warszawskiej rady adwokackiej mecenas Majewski opublikował na swojej stronie program, którego motto to: "Odpowiedzialność mierzona miarą dokonań". W programie owym obiecuje budowę marki adwokata i namawia kolegów i koleżanki do nowego spojrzenia "na rolę samorządu zawodowego w nowej rzeczywistości rynkowej". Mecenas Majewski przed objęciem stanowiska szefa samorządu pełnił funkcję prezesa sądu dyscyplinarnego. - Podejrzewamy, że mogło dojść do próby wyłudzenia tej działki. Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury i zeznawałem już w tej sprawie. Sprawa była prosta jak konstrukcja cepa. Polska spłaciła wszystkich Duńczyków w 1953 roku. Szef ORA powinien być poza wszelkimi podejrzeniami. To źle wpływa na reputację zawodu adwokata, gdy takie osoby są uwikłane w tak moralnie naganny proceder, jak biznes reprywatyzacyjny. Jeśli się już w to zaangażował, to powinien doskonale znać prawo - komentuje nam Jan Śpiewak.
Dwoje pozostałych współwłaścicieli wielomilionowych działek to również prawnicy. Jednym z nich jest dr Marzena Kruk, główny specjalista w Departamencie Współpracy Zagranicznej i Praw Człowieka Ministerstwa Sprawiedliwości. Jeszcze w lutym tego roku firmowała swoim nazwiskiem - i autorytetem - Tydzień Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem, kampanię społeczną organizowaną przez ministerstwo. Wedle Wioletty Olszewskiej z wydziału komunikacji ministerstwa jako zastępca dyrektora departamentu i naczelnik wydziału, a takie stanowiska piastowała, musiała składać oświadczenia majątkowe. Najwidoczniej wzbogacenie o kawałek placu Defilad przeszło u przełożonych bez mrugnięcia okiem.
Dr Marzena Kruk nie chciała komentować, w jaki sposób weszła w posiadanie nieruchomości, bo to jej "prywatna sprawa". Z panem Majewskim, mimo wielokrotnych prób, nie udało się nawiązać kontaktu. Trzecim właścicielem jest Janusz Piecyk, wspólnik mecenasa Roberta Nowaczyka, który jest pełnomocnikiem właścicieli działki.
Mecenas Nowaczyk, prywatnie brat dr Kruk, mówi, że nie ma żadnych dowodów na to, że odszkodowanie zostało wypłacone, a nawet na to, że właściciel 2/3 działki, pan Holger Martin, był rzeczywiście Duńczykiem. Poza tym, zdaniem pełnomocnika, nikt jeszcze nie widział dokumentów z ministerstwa, o których jest tak głośno. Jeśli jednak to okaże się prawdą, to zarówno miasto, jak i Ministerstwo Finansów zostaną przez właścicieli działki na placu Defilad podani do sądu w celu uzyskania odszkodowania. Mecenas Nowaczyk mówi, że już teraz są problemy ze sprzedażą działki, a próby są podejmowane od trzech lat.
Ministerstwo Finansów nie zgadza się z taką interpretacją. W odpowiedzi na zarzuty przysłało oświadczenie, w którym czytamy: "Urząd m.st. Warszawy powinien wstrzymać się z rozstrzyganiem sprawy do momentu rozwiązania tych istotnych wątpliwości, ponieważ okoliczności sprawy nie są dostatecznie wyjaśnione i nie zostało zakończone zbieranie dowodów". Dalej obala twierdzenie o niewiedzy urzędników: "Urząd m.st. Warszawy wiedział o posiadaniu przez Holgera Martina obywatelstwa duńskiego. Wiedział, że sprawa ta była rozpatrywana w kontekście układu indemnizacyjnego [odszkodowawczego] z Danią. Wiedział także, że Ministerstwo Finansów prowadzi działania w celu uzyskania dowodów rozstrzygających sprawę odszkodowania. A jednak przed zakończeniem swojego postępowania nawet nie zapytał, jakie są efekty poszukiwań dokumentacji wykonania układu indemnizacyjnego z Danią".
Z kolei rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Warszawie Bartosz Milczarczyk mówi, że podczas postępowania zwrotowego w 2010 roku urzędnicy miejscy zapytali Ministerstwo Finansów, czy nazwisko Holgera Martina figuruje na liście osób, które otrzymały odszkodowanie za przejęte mienie w ramach umów międzynarodowych. Wedle relacji rzecznika ministerstwo odpowiedziało, że nie posiada takiej informacji. A przez kolejne dwa lata nie potwierdziło ani nie zaprzeczyło obecności nazwiska Martina Holgera na liście. Aż do kwietnia tego roku, kiedy urząd został poinformowany o wszczęciu postępowania w sprawie, a wezwany do zapoznania się z dokumentacją urzędnik miejski znalazł w niej listę z nazwiskiem Martina i ją skopiował. Dlatego Ratusz zawiadomił prokuraturę, aby zbadała sprawę pojawienia się listy i obecności na niej nazwiska dawnego właściciela Chmielnej 70.
Pracownicy ministerstwa prowadzili sprawę do marca tego roku, zakończyli ją skopiowaniem w kopenhaskim archiwum ok. 14 000 stron dokumentacji. 29 kwietnia rozpoczęto postępowanie o wpisie do księgi wieczystej Skarbu Państwa, ponieważ "w chwili obecnej z bardzo dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że Holgerowi Martinowi [...] przyznano odszkodowanie za utratę udziału w prawie własności nieruchomości położonej w Warszawie przy ul. Chmielnej 70".
- Działka powinna zostać znacjonalizowana i na powrót stać się majątkiem publicznym. Wobec osób odpowiedzialnych powinny zostać wyciągnięte konsekwencje służbowe. Resztą powinny się zająć organa ścigania - dodaje Jan Śpiewak.
Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie działek na placu Defilad, badając, czy nie zaszło "niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych". Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzi postępowania wyjaśniające dotyczące decyzji zwrotu nieruchomości podejmowanych w warszawskim Ratuszu oraz składania oświadczeń majątkowych przez dyrektorów stołecznych urzędów. Albo nieskładania, jak w przypadku dyrektora odpowiedzialnego za zwroty Biura Gospodarowania Nieruchomościami Marcina Bajko, który przez ponad dekadę kierowania Biurem nie złożył ani jednego.
Zobacz: Hejtują Ziobrę za przekazanie 500 zł na chorego chłopca. Czy słusznie? SONDA