Pomoc dla LOTu nadzoruje Jacek Sasin. To dosyć osobliwy wybór, pan minister jest bowiem znany ze swojej nieudolności. Jego poprzednie dzieło, karty wyborcze za 70 mln złotych, właśnie wylądowało w śmietniku. Zamiast dymisji, Sasin otrzymał wyjątkowo delikatne zadanie. Podszedł do niego w swoim stylu - cięcia są wprowadzane siekierą.
Pracownikom obwieszczono, że stewardessy będą odtąd zarabiać w okolicach płacy minimalnej. Umowy dla pilotów skonstruowano tak, żeby wypchnąć ich na samozatrudnienie. Śmieciówki w LOT to nie nowość. Od lat wypychano tam pracowników na takie kontrakty. Teraz zarząd potraktował kryzys jako okazję, by pozbyć się z firmy jak największej liczby umów o pracę. W kokpicie mają siedzieć “przedsiębiorcy”, świadczący usługę pilotowania jako niezależne firmy. Ich praca się nie zmieni - poza tym, że będą musieli sami płacić swój ZUS.
Oszczędności z tego tytułu trudno traktować poważnie. Wydatki na pensje to ułamek kosztów LOTu. Cięcia wyglądają bardziej jak zemsta na niepokornych pracownikach. Zamiast ciąć pensje, można było zrezygnować z niegospodarnych inwestycji. Do dziś nie wiadomo, po co LOT zdecydował się na kupno niemieckich linii Condor - chyba tylko po to, by prawicowa prasa mogła się ekscytować, że kupujemy coś niemieckiego. Trudno zrozumieć też, po co LOT utrzymuje bazę w Budapeszcie, która ani przez chwilę na siebie nie zarabiała. Ale ciąć pensje jest widocznie łatwiej, niż likwidować dęte projekty.
Skoro obniża się płace, byłoby chyba na miejscu, gdyby szefostwo zaczęło te oszczędności od siebie. Sam prezes, z tego, co mówią związkowcy, ma umowę skonstruowaną tak, że nie obowiązuje go ustawa kominowa. Szefowie spółek-córek firmy zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Tu jednak, jak się zdaje, nie ma już szczególnego zapału do oszczędności.
Poseł Maciej Konieczny z Razem zawnioskował w tym tygodniu o kontrolę NIKu u narodowego przewoźnika. Niestety, wniosek przepadł. PiSowskiemu przewodniczącemu komisji bardzo nie spodobał pomysł, żeby inspektorzy przyjrzeli się finansom LOT. Przy stratach, która przyniesie upadek firmy, 70 milionów zmarnowane na druk kart może się okazać drobną sumą. A pan Sasin to w końcu zaufany człowiek naczelnika.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj