Ludzie podzielili się na dwa obozy. Bez dostępu do fryzjera zarastają, albo dbają o urodę domowymi sposobami. Ma miejsce samostrzyżenie. To raczej nie jest polecany sposób, bo człowiek zazwyczaj ma włosy na głowie, a oczy na twarzy, więc nie ma możliwości obserwować procesu strzyżenia i to się zazwyczaj nie kończy dobrze. Przejrzałem, media społecznościowe wiem, jakie są efekty tego chałupniczego strzyżenia i nie polecam.
Co w takim razie robić? Nic. Zarastać. Największe gwiazdy dają przykład, zacytujmy może pierwszą z brzegu celebrytkę, czyli znaną z perfekcyjnego stylu bycia Małgorzatę Rozenek: "Fryzjer miał być jutro, brwi rosną mi już na czoło i jedyne, co jeszcze jako tako wygląda to stopy, bo zrobiłam je na dzień przed kwarantanną. Ogólnie obraz nędzy i rozpaczy. A rzęsy... to już w ogóle dramat".
Dlaczego od razu dramat? A co będzie, kiedy brwi zarosną całe czoło, włosy się rozczapierzą? Będzie dobrze. Jeżeli mamy się cofnąć z gospodarką do lat 80-tych, no to z fryzurami też. Dlaczego nie? Na razie zarastamy, a ewentualna modyfikacja, najwcześniej za kilka miesięcy. To może być fryzura à la pudel, można trochę popracować w domu z lokówką, baków w ogóle nie podcinamy, bo po co? Generalnie zasada jest taka, że najlepiej długo z tyłu, krótko z przodu i wąsy na przodzie, czyli na czeskiego piłkarza. Będzie dobrze.