Z jednej strony mamy rządową tarczę antykryzysową, która z wielu powodów nie tylko nie uratuje gospodarki przed kryzysem, lecz także nie ustrzeże nas przed głębokim wstrząsem, który on wywoła. Z drugiej – pomysły ekonomistów działających pod egidą prof. Jerzego Hausnera, która wśród wielu słusznych diagnoz, ma też pomysły cokolwiek niezrozumiałe. Postulują oni bowiem, żeby na czas kryzysu zrezygnować z 13. emerytury oraz 500+ na pierwsze dziecko. Rozumiem nawet argumenty zwolenników tego rozwiązania, ale uważam, że to pomysł szkodliwy. Dlaczego?
Kończy się era stopy bezrobocia w granicach błędu statystycznego. Już dziś tysiące osób traci pracę i z dnia na dzień będzie rosła liczba Polaków pozostawionych bez środków do życia. Dla wielu z nich 500+ może okazać się przez jakiś czas jedynym stabilnym źródłem dochodu. W kryzysowych czasach to świadczenie będzie funkcjonować w polskich rodzinach na zasadzie postulowanego od lat przez środowiska lewicowe bezwarunkowego dochodu gwarantowanego, czyli pełnokrwistego programu socjalnego. Odbieranie nawet tych 500 zł, które postulują ekonomiści od prof. Hausnera, będzie ogromnym uderzeniem w domowe budżety rodzin. Gdy czeka nas dramatyczny wzrost ubóstwa, takie działanie byłoby ogromną niegodziwością.
Ale poza moralnym i socjalnym wymiarem, utrzymanie 500+ w obecnej formie, a także wypłacanie 13. emerytury będzie miało swój wymiar ekonomiczny. To, czego potrzebuje gospodarka pogrążona w kryzysie to pieniądze, które do niej płyną, stymulując popyt. Bez zakupów towarów i usług kolejne firmy z braku wystarczających dochodów będą się zamykać, a kolejni pracownicy tracić pracę. Jak w każdym kryzysie ludzie wobec niepewnej sytuacji i tak będą ograniczać swoje wydatki i pięć razy oglądać każdy grosz, zanim go wydadzą. Spadek popytu siłą rzeczy będzie więc zauważalny. Utrzymanie transferów pieniężnych na dotychczasowym poziomie z pewnością ten problem złagodzi, dlatego tak ważne jest to, by ich zwłaszcza teraz nie ograniczać.
Oczywiście, rację ma prof. Dariusz Filar, który tłumaczy w „Super Expressie”, że beneficjenci 500+ czy emeryci są dziś mimo wszystko w lepszej sytuacji niż ci, którzy nie mają dzieci czy nie są emerytami, bo przynajmniej mają poczucie elementarnej stabilności. Wiadomo, że nawet utrata pracy przez rodziców nie sprawi, że całkowicie stracą oni dochód. To jego zdaniem argument za tym, żeby świadczenia ograniczać i zaoszczędzone pieniądze przekazać innym w potrzebie. Kawa jednak nie wyklucza herbaty. Walka z kryzysem, jeśli ma być skuteczna, nie może być bowiem przelewaniem z pustego w próżne i obracaniem skromnymi środkami.
Trzeba działań odważnych, które uwzględnią zarówno utrzymanie transferów społecznych, jak i wpłacanie przyzwoitych zasiłków tym, którzy tracą dziś pracę. One dziś są śmiesznie niskie i nie wszystkim przysługują. To wymaga natychmiastowej zmiany i ogromnych, owszem, pieniędzy, które trzeba będzie znaleźć, poważnie zadłużając państwo. Dyscyplina budżetowa nie jest dziś bowiem najważniejsza. Najważniejsza jest pomoc firmom, ich pracownikom i osobom, które tracą pracę. Nie czas żałować róż, kiedy płoną lasy.