Potrzebujemy dofinansowanej służby zdrowia
„Super Express”: - Wasi koalicjanci chwalą się, że udało im się wyzwolić 2,5 mln przedsiębiorców z opresji wysokiej składki zdrowotnej. Nowa Lewica zagłosowała przeciw. Czemu zostawiacie tę ciemiężoną grupę społeczną?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: - Bardzo mi się nie podoba dzielenie społeczeństwa na różne grupy i przeciwstawianie ich sobie akurat w kwestii zdrowia. Na koniec dnia bowiem wszyscy jesteśmy pacjentami. Niezależnie od tego, czy jest się prezesem wielkiej korporacji, osobą prowadzącą jednoosobową działalność gospodarczą, czy etatowcem lub osobą bezrobotną. Każdy z nas może stanąć przed sytuacją, w której będzie potrzebować publicznej ochrony zdrowia.
- Ci bogatsi uciekną do prywatnej służby zdrowia, więc nie muszą się martwić stanem publicznej ochrony zdrowia?
- Nawet jeśli mówimy o osobach, które są na tyle zamożne, że mogą sobie pozwolić na to, by z infekcją czy drobnym problemem udać się po pomoc do prywatnej kliniki, to są jednak takie choroby – kardiologiczne, neurologiczne czy onkologiczne – których po prostu nie leczy się w prywatnych klinikach. Z tego prostego powodu, że to się prywatnym klinikom nie opłaca. Tak jest też na przykład w przypadku ratowania zdrowia i życia wcześniaków, ciężkich chorób noworodków. Koszty ratowania życia takiego dziecka to jest od 70 do nawet 200 tys. złotych i to może zapewnić tylko i wyłącznie publiczna ochrona zdrowia. Los i choroby nie wybierają i niezależnie od tego, czy ktoś się zalicza do grona przedsiębiorców czy nie, może znaleźć się w takiej sytuacji. Dlatego w naszym wspólnym interesie – bez względu na zasobność portfela – leży sprawna publiczna ochrona zdrowia.
Obniżka składki to wyciąganie pieniędzy ratujących życie
- Przedsiębiorcy zapytają – czy musi się to odbywać naszym kosztem. Musi?
- Obniżenie składki zdrowotnej dla dowolnej grupy społecznej w tej sytuacji, w której dziś znajduje się ochrona zdrowia, jest po prostu wyciąganiem z niej pieniędzy, które ratują życie. Bo i bez obniżenia składki dodatkowe pieniądze z budżetu byłyby i są potrzebne. Wyciąganie kasy z ochrony zdrowia odbywa się po prostu ze szkodą dla zdrowia publicznego.
- Zwolennicy obniżenia składki dla przedsiębiorców argumentują, że taka kwiaciarka, szewc, drobny rzemieślnik nie mają z czego dokładać do kasy NFZ. Trzeba było im ulżyć.
- Ustawa obniżająca składkę zdrowotną, która właśnie przeszła przez Sejm, wcale nie wprowadza jakichś szczególnych ulg dla kwiaciarki czy szewca. Raczej wprowadza znacznie większą ulgę i robi prezent tym najzamożniejszym, najbardziej dochodowym przedsiębiorcom. Wcale nie tym rzemieślnikom, którymi lubią się posługiwać niektórzy politycy w debacie publicznej.
Zamiast obniżki, lepsze finansowanie ochrony zdrowia
- Pani koleżanka z rządu, ministra Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, przekonuje, że zaoszczędzone przez przedsiębiorców pieniądze zostaną przeznaczone na rozwój ich biznesów i budowanie siły polskiej gospodarki. Trudno z takim argumentem dyskutować.
- Powiem tak: jeśli ktoś nie będzie miał szans na leczenie, nie będzie miał też siły na budowanie polskiej gospodarki. Nikt chory nie zbuduje PKB. Nie wspominając już o tym, że naprawdę w nie mniejszym stopniu niż przedsiębiorcy, pracownicy etatowi – i ci zatrudnieni w sferze publicznej, i ci zatrudnieni w przedsiębiorstwach prywatnych – dokładają się do wzrostu PKB. W tym sensie ten argument jest po prostu wadliwy. Czy nauczycielka na etacie przykłada się mniej do rozwoju polskiego społeczeństwa, polskiej gospodarki niż przedsiębiorca? Oczywiście, nie. Oboje się do niego przykładają. Problem polega na tym, że jeśli ustawa o obniżce składki zdrowotnej wejdzie w życie, koszty utrzymania publicznej ochrony zdrowia w większym stopniu spadną na tę nauczycielkę, na wszystkich pracowników etatowych.
Lewica chce finansowania służby zdrowia z budżetu
- Zwolennicy obniżki podnoszą argument, że wcale z tego systemu ochrony zdrowia nie ubędzie pieniędzy. Po prostu to, co zniknie w postaci wyższej składki, zostanie uzupełnione pieniędzmi z budżetu. Wszystko zostanie więc po staremu.
- Dokładnie te same osoby mówią o tym, że w budżecie brakuje na te czy inne rozwiązania społeczne, na inwestycje, na wzmocnienie rozmaitych gałęzi życia publicznego. Znaczy, świetnie – jeżeli są ekstra pieniądze w budżecie, które można przeznaczyć na ochronę zdrowia, zróbmy to! Polska ochrona zdrowia już teraz potrzebuje dofinansowania, już teraz potrzebuje większych inwestycji, więc zdecydowanie lepiej jest jej dołożyć pieniędzy niż wyrównywać straty. Jedną ręką z tej sakiewki wyciąga się pieniądze, a drugą dosypuje do niej z budżetu. To nonsens.
- Nie brakuje takich głosów, że publiczna służba zdrowia i tak źle funkcjonuje, więc jak się z niej zabierze, to gorzej i tak nie będzie. Rzeczywiście?
- Jeśli okno jest brudne, to trzeba je umyć, a nie wybić. I oczywiście finansowanie ochrony zdrowia wymaga reformy, dlatego jako Lewica zaproponowaliśmy fundamentalną zmianę finansowania zdrowia. Wprowadzenie podatku zdrowotnego i likwidację systemu opartego na składce zdrowotnej. Chodzi o to, żeby szeregowi pracownicy, klasa średnia, zarówno etatowa, jak i drobni przedsiębiorcy nie byli bardziej obciążeni kosztami utrzymania publicznej ochrony zdrowia niż na przykład korporacje, czy w ogóle duży biznes, który naszym zdaniem także powinien być w jakiś sposób opodatkowany na rzecz wspólnego dobra i na rzecz ochrony zdrowia. Lewica kładzie to na stole, a po konsultacjach ze środowiskiem lekarskim, które zapowiedziała już Magdalena Biejat, przedstawimy także konkretne rozwiązania legislacyjne w tej sprawie.
Nie potrafię zrozumieć ministry Leszczyny
- Ministra zdrowia jeszcze w marcu mówiła, że obniżenia składki zdrowotnej NFZ nie udźwignie. Izabela Leszczyna zmieniła zdanie i zagłosowała za obniżką. Czyżby katastrofa publicznej służby zdrowia nam już nie groziła?
- To jest pytanie do ministry Leszczyny. Ja jej decyzji nie potrafię zrozumieć. Wszyscy słyszeliśmy marcowe, słuszne deklaracje pani ministry zdrowia. Wyjaśnienia, że zmieniła zdanie, bo jest wiceprzewodniczącą partii i nie może zagłosować przeciw partyjnej propozycji, są dziwne. Po pierwsze dlatego, że w marcu także była wiceprzewodniczącą Platformy, a po drugie – i ważniejsze – pacjentki i pacjentów naprawdę nic nie obchodzi przynależność partyjna ministra zdrowia, tylko to, żeby o ochronę zdrowia dbał. A ona barw partyjnych nie ma.
- I jeszcze pytanie do pani jako ministry pracy – zdaniem krytyków, obniżka składki zdrowotnej doprowadzi do większego wypychania lub przechodzenia z etatu na jednoosobową działalność gospodarczą. Ta ustawa to nie tylko problem dla służby zdrowia, ale także krok ku jeszcze większemu uśmieciowieniu rynku pracy?
- Tak, wypychanie na samozatrudnienie albo zachęcanie do ucieczki w samozatrudnienie to realne ryzyko takiej ustawy. Dlatego mam do niej krytyczny stosunek. Moim zadaniem jako ministry pracy jest walka z uśmieciowieniem rynku pracy i jego skutkami. Robimy to krok po kroku naprawiając lata zaniedbań. Reforma Państwowej Inspekcji Pracy. Ustawa o wliczaniu do stażu pracy okresów przepracowanych na umowach zlecenie. Wzmacnianie dialogu społecznego i związków zawodowych w ustawie o układach zbiorowych pracy. To wszystko służy ucywilizowaniu rynku pracy i stworzenie bezpiecznych, stabilnych warunków pracy. Kiedy z drugiej strony forsowane jest prawo, które te warunki pogarsza, muszę być i jestem mu przeciwna.
Rozmawiał Tomasz Walczak
