Prąd drożeje i będzie drożał jeszcze przez wiele lat – przyznał szczerze odpowiedzialny w rządzie za kwestie energetyczne minister Piotr Naimski. Równie szczerze sprawę skomentował były minister energii i poseł PiS Krzysztof Tchórzewski. Pytany o obiecane rekompensaty stwierdził beztrosko, że ich nie będzie, bo podwyżki cen energii elektrycznej Polakom rekompensują rosnące pensje. Koniec kropka.
Nie wiem, czy to bardziej odwaga czy głupota głosić takie rzeczy w czasach nie widzianych od początku lat 90. turbulencji gospodarczych, kiedy wielu z powodu lockdownu traci swoje biznesy, inni tracą pracę lub część zarobków, a ogólne poczucie chaosu i niepewności raczej nie daje ludziom powodów, by wierzyć rządowych zaklęciom, że z dnia na dzień żyje im się lepiej.
Jakby w PiS nie zauważyli, że wszystko płynie, a czasy dobrej koniunktury, powszechnego wzrostu zamożności i zadowolenia z życia, które impregnowało PiS na wściekłość Polaków za ich liczne grzechy, skończyły się 3 marca 2020 r., kiedy potwierdzono pierwszy przypadek koronawirusa w kraju, a kilka dni później ogłoszono pierwszy lockdown.
W tym samym roku, kiedy Jacek Sasin ogłaszał swoją kiełbasę wyborczą w postaci rekompensat rozkręcała się kolejne kampania wyborcza, do której PiS szedł z hasłem „Obiecaliśmy, dotrzymaliśmy”, chwaląc się, że są jedyną partią w dziejach III RP, która obietnice wyborcze traktuje poważnie. No więc mit słownej partii sypie się tak samo, jak się posypał mit PiS jako ugrupowania, które nie idzie do władzy, by się nachapać jak poprzednicy, ale naprawiać kraj. Pisowska sanacja państwa okazała się uwłaszczeniem się na nim i podniesieniem patologii III RP do rangi cnoty. Przez lata można było mydlić oczy, że co prawda doimy Polskę jak inni, ale przynajmniej robimy coś dla ludzi jak nikt przed nami. Ale i tu czar prysł.