- Leszek Miller wspomina sylwestrowe przyjęcia u prezydenta Kwaśniewskiego, które stały się tradycją politycznej elity.
- Tysiące gości bawiło się w Pałacu Prezydenckim, a brak zaproszenia oznaczał utratę statusu w towarzystwie.
- Dowiedz się, dlaczego te huczne imprezy nagle się zakończyły i co na to miały media!
Ci którzy nie dostali zaproszenia bardzo to przeżywali
Aleksander Kwaśniewski został prezydentem w 1995 roku. W II turze wyborów prezydenckich pokonał urzędującego wówczas prezydenta i faworyta wyścigu do pałacu, czyli Lecha Wałęsę. W ten sposób politycy SLD uzyskali pełnię władzy, bo dwa lata wcześniej zwyciężyli w wyborach parlamentarnych i razem z PSL utworzyli sejmową większość i rząd. - Każde imieniny Aleksandra w grudniu, czy potem Nowy Rok, zawsze witaliśmy razem u niego w pałacu – wspomina Leszek Miller w jednym z odcinków cyklu „Alfabet Millera”. Jak mówi były premier, na hucznych imprezach w Pałacu Prezydenckim bawiło się nawet koło tysiąca osób. - Ci, którzy nie dostali zaproszenia bardzo to przeżywali. Dlatego, że jak ktoś nie był na tych uroczystościach, to znaczy, że niestety się nie liczy w towarzystwie. A ponieważ było takie, przekonanie, że ja mam szczególne kontakty z prezydentem, to otrzymywałem prośby o interwencje – wspomina Miller.
Składka na wartościowy obraz
W przypadku imienin goście składali się na wartościowy podarunek dla solenizanta. - Zawsze składaliśmy się, żeby kupić jakiś prezent. Najczęściej to był piękny, wartościowy obraz. No i ten obraz był wręczany solenizantowi – słyszymy. Zdaniem Leszka Millera podczas drugiej kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego (2000-2005) spotkanie przy Krakowskim Przedmieściu, także te sylwestrowe i imieninowe, nie były już tak spektakularne. - Potem to się skończyło. Bardziej napastliwe były też media, które zwracały uwagę na takie rzeczy jak bankiety w pałacu – opowiada autor „Alfabetu Millera”. Wszystkie odcinki tego programu dostępne są na Youtube „Super Expresssu”.