Oczywiście, najbardziej rzuca się w oczy obecność w Radzie Ministrów Jarosława Kaczyńskiego. „Szeregowy poseł”, jak go zwykła nazywać opozycja, przestaje być zakulisowym władcą marionetek i staje się oberpremierem, choć formalnie ma być zastępcą Mateusza Morawieckiego. Premier przekonywał, że nie chodzi w rekonstrukcji o personalia, ale o bardziej wydajną strukturę rządu i zdynamizowanie procesów decyzyjnych, ale Kaczyński jako wicepremier wprowadzi raczej chaos i zaburzenie tych procesów, bo porządek formalny i rzeczywisty będą się wykluczać. To jedno.
Druga sprawa, to cokolwiek kontrowersyjna decyzja, by szefem połączonego ministerstwa edukacji i nauki zrobić Przemysława Czarnka. Pan poseł dał się do tej pory poznać jako prawicowy fundamentalista, a nie sprawny organizator. Kluczowej obecnie sferze oświaty nie wróży to dobrze. Szkoły działają w nadzwyczajnym trybie w związku z koronawirusem, a cały system edukacji balansuje na granicy załamania. Tymczasem po Czarnku na razie możemy się spodziewać, że jego bytność w resorcie oświaty sprowadzi się do ideologicznych krucjat, walk z wyimaginowanymi problemami światopoglądowymi, wydumanymi zagrożeniami. Czarnek najwyraźniej ma pełnić rolę koncesjonowanego radykała w rządzie, odbierającego powietrze Ziobrze i spółce, którzy na sprawach ideologicznych próbowali się od wyborów parlamentarnych budować. Ale walka z Ziobrą kosztem polskiej szkoły może się okazać katastrofalna w skutkach.
Zagadkowa pozostaje nominacja dla Jarosława Gowina. Nie dlatego, że wraca do rządu w randze wicepremiera, ale dlatego, że resort rozwoju, który obejmie ma też się rozszerzyć o kwestie rynku pracy. Gowin znany jest ze swoich bardzo liberalnych poglądów gospodarczych, a ma zajmować się dziedziną, która wymaga nie nowego Leszka Balcerowicza, ale kogoś o dużej wrażliwości społecznej. W kryzysowych czasach neoliberalne odruchy Gowina mogą okazać się niebezpieczne dla polskich pracowników.
Ale może mylimy się co do panów Czarnka i Gowina? Może zadadzą kłam dotychczasowej marce, którą sobie wyrobili i będziemy ich jeszcze chwalić pod niebiosa, choć póki co trudno to sobie wyobrazić.