Tłumy na pogrzebie Macieja Kosycarza

i

Autor: Marcin Gadomski

Niespodziewana śmierć przyjaciela Donalda Tuska. "Błagaliśmy, żeby się nie poddawał"

2020-06-09 11:02

Donald Tusk od zawsze był bardzo mocno związany z Gdańskiem. To tam były premier i szef Rady Europejskich miał prawdziwych przyjaciół. Jednym z nich był słynny trójmiejski fotograf Maciej Kosycarz, który niespodziewanie zmarł pod koniec marca. Teraz jego żona w poruszającym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" powiedziała o śmierci ukochanego męża.

Maciej Kosycarz był prawdziwą legendą Gdańska. Jego zdjęcia znali wszyscy. "Nie żyje Maciek Kosycarz, mój serdeczny kolega, świetny fotograf i bardzo dobry człowiek. Pomódlcie się za niego" - pisał po śmierci popularnego "Kosego" Donald Tusk (CZYTAJ O TYM TUTAJ). Pogrzeb fotografa odbył się w środku epidemii koronawirusa . Jego ostatnią drogę w internecie śledziły tysiące przyjaciół, znajomych i fanów (ZOBACZ TU). Teraz o śmierci męża opowiedziała żona Macieja Kosycarza. - Kiedy Maciek się dowiedział, że ma zmiany na trzustce, w ciągu dwóch miesięcy poddał się wielu badaniom diagnostycznym. Niektóre wyniki wykluczały się. Jedni lekarze mówili o konieczności usunięcia zmian, inni - żeby jeszcze obserwować. Maciek podjął trudną decyzję o operacji. Być może gdyby się jej nie poddał, rozmawiałby teraz z nami. Do szpitala pojechał wypoczęty, silny, uśmiechnięty. Wsiadł z walizeczką do pociągu do Warszawy. Niedługo wcześniej wróciliśmy z fantastycznych wakacji z grupą znajomych. To miała być poważna, ale dość rutynowa operacja - wspominała. 

ZOBACZ TAKŻE: Bezlitosny Tusk przyłożył KUMPLOWI! Narobił mu wstydu...

Operacja udała się. - Wszystko było dobrze, Maciek wracał do zdrowia. Wysyłał wiadomości do znajomych, że jest OK. W poniedziałek pomogłam mu się wykąpać, umyłam i rozczesałam mu włosy, ogoliłam go. Był jeszcze osłabiony, ale dochodził do siebie. Wieczorem zaczął dziwnie mówić, nielogicznie. Powiedziałam lekarzom, że coś jest nie tak. Stwierdzili, że to po morfinie. Choć już jej nie dostawał, brał inne silne leki przeciwbólowe - mówiła Hanna Kosycarz "Gazecie Wyborczej". Potem okazało się, że fotograf zakaził się sepsą. - Byłam przekonana, że Pan Bóg nas wysłucha, przecież tylu ludzi o to prosiło. Wydawało się to takie proste: Maciek jest silny, wystarczy, żeby pokonał sepsę. W środę wieczorem, dwudziestego drugiego dnia pobytu Maćka na OIOM-ie, zadzwonił lekarz, że sytuacja jest bardzo zła - wspominała żona fotografa. - Lekarz przyłożył swój telefon Maćkowi do ucha. Był przy mnie Konrad, nasz syn. Córka, Kinga, połączyła się z nami przez czat wideo - dodała. - Błagaliśmy, żeby się nie poddawał. Wciąż wydawało nam się, że będzie dobrze, że z tego wyjdzie. W czwartek rano wyjechałam z bratem i synem samochodem do Warszawy. Na stacji benzynowej odebrałam telefon ze szpitala: "Czy ma pani kogoś do opieki? Pani mąż nie żyje"... Po chwili wzięłam do ręki komórkę i napisałam: "Kochani. Maciek odszedł robić zdjęcia Panu Bogu" - zdradziła wdowa do Macieju Kosycarzu.

Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj

Super Raport 8 VI (goście: Zandberg, Broniarz)